Po piętnastu minutach spędzonych
w tramwaju byliśmy na miejscu. Kolega ze studiów u którego mieliśmy zostać na
noc mieszkał w ciekawym budynku, ściętym po bokach, z jednej strony biegło
torowisko tramwajowe, z drugiej była wąziutka uliczka. Klatka schodowa zdała mi
się najmniejszą na jakiej miałem okazję być. W końcu spłaszczenie kamienicy z
dwóch stron musiało wpłynąć także na to miejsce. Gdy weszliśmy do mieszkania
znajomego wyszła na jaw jeszcze jedna ciekawa sprawa. Otóż ten mój kolega
zajmował lokal położony akurat na zagięciu budynku. Spowodowany w ten sposób
ścisk spotęgował mój strach, nie lubię takich sytuacji, gdy mieszkanie okazuje
się kiszką na rogu. Po krótkich powitalnych obrzędach przeszedłem do rzeczy,
kumpel zgodził się udzielić nam noclegu w zamian za jedną przysługę. Miałem
pojechać następnego dnia do pewnej kawiarni po odbiór ważnych dokumentów.
Najlepiej byłoby, gdybym wraz z dokumentami przyciągnął za sobą pewnego
człowieka, z którym to znajomy planował stworzyć coś na kształt nowoczesnej
sztuki teatralnej. Wstępnie rozpakowaliśmy swoje rzeczy, napiliśmy się herbaty,
po czym postanowiłem przez parę godzin popracować w samotności. Muza poszła
spać nieco wcześniej niż to pamiętałem, miałem okazję do tworzenia, bez jej
aktywnego udziału. Mogłem za to podziwiać jej wspaniałe ciało, gdy śpi.
Wiedziałem, że muszę o nią dbać, o nią i o jej bezpieczeństwo. Nadal miewała
momenty, w których chciała uciekać jak najdalej się da, ścigana swoimi demonami
z przeszłości. W końcu i ja zdecydowałem się na sen. Położyłem się obok niej,
uważałem bardzo, aby jej nie obudzić, po czym usnąłem wsłuchując się w jej
oddech.
21.
Następnego dnia wstałem jak na
siebie dość wcześnie, zjadłem lekkie śniadanie, po czym napisałem dla Muzy
krótki liścik, w którym wyjaśniam powód tak wczesnego wyjścia. Jednocześnie
poradziłem jej co warto zobaczyć w najbliższej okolicy, na samym końcu zaś
obiecałem wspólną kolację, w domu kumpla, albo na mieście, zależnie od chęci.
Opuściłem kamienicę i podszedłem parę kroków na przystanek tramwajowy. Przez
chwilę studiowałem rozkład jazdy, aż w końcu zdecydowałem się na linię numer 5.
Za jakieś 10 minut podjechał tramwaj, wsiadłem do niego, zająłem miejsce i
wróciłem do samolotu widzianego na działce już dość dawno. Nie umiałem sobie za
bardzo wyobrazić czy samolot ten lata tylko do Azji czy może obsługuje też inne
połączenia. Cała moja wyprawa zakończyła się po kwadransie, gdy zauważyłem
nazwę swojego przystanku wypisaną na wiacie. Musiałem spytać się kioskarza w
jakim kierunku mam iść do tej kawiarni, gdzie miałem spotkać się z twórcą. W
końcu dotarłem do lokalu, już od progu uderzyła mnie atmosfera, nosząca w sobie
dym papierosów, zapach absyntu i pogłosy wierszy wygłaszanych w tych murach
ponad wiek temu[1]. Z
każdym kolejnym krokiem miałem wrażenie podróży w czasie, pod ścianą znalazłem
jegomościa, który był tak niezbędny mojemu znajomemu. Wyglądał na trochę
starszego ode mnie, jego wystylizowane wąsy, broda i włosy wzbudziły mój
podziw. Idealnie wpisał się w ducha tej kawiarni. Podszedłem do niego z pewną
rezerwą, w końcu mógł być jakimś ważnym twórcą w tym mieście. Na początku
przetestował moje umiejętności pisarskie, miałem napisać mu na poczekaniu
wiersz na zadany temat. Spisałem się chyba nieźle, bowiem twórca zaprosił mnie
do stolika, zamówił kawę i ciastko, po czym wysłuchał uważnie co mam mu do
powiedzenia. Gdy skończyłem przedstawiać mu powód mojej wizyty, niespodziewanie
natknąłem się na ścianę z jego strony. Stwierdził nagle, że niezbędne będzie
odwiedzenie jeszcze jednego znajomego, który w tej chwili powinien być w
teatrze.
[1] Kawiarnia
ta była jedną z najlepiej działających na twórców w przeszłości, do dziś jest
synonimem sztuki.
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz