Sklep odnalazłem nie bez trudu,
ukryty w zakamarkach budynków, jednak to co zobaczyłem w środku wynagrodziło mi
dotychczasowe problemy. W środku pawilonu był istny raj dla miłośników
wszelakich odmian rocka. Płyty były ułożone według gatunków, zaś w obrębie
danego z nich alfabetycznie. Po chwili spośród kompaktów wyłonił się
właściciel, wyglądał na żywcem przeniesionego z lat 60. XX wieku do naszych
czasów. Przywitał mnie bardzo miło, po czym zaproponował krótką wycieczkę. Nie
zrozumiałem na początku co ma na myśli, sądziłem, że chce mi pokazać co gdzie
jest, abym sam mógł sobie coś wybrać. On jednak zaczął snuć opowieści o
przeróżnych zespołach, które zaczynały swoją przygodę z muzyką grubo ponad 50
lat temu. W pewnej chwili wydało mi się nawet, że przenieśliśmy się do USA albo
Anglii z tamtego okresu, a ja mam na sobie ciuchy z kwiatowymi wzorami.
Wystraszyłem się nieco, jednak zatopiony w opowieściach faceta nie chciałem z
nich rezygnować. Po jakiejś godzinie właściciel tego przybytku wrócił ze mną do
XXI wieku, a ja stałem ze stosem płyt w rękach. Zapłaciłem nieco zbyt
wygórowaną sumę, po czym podziękowałem mu za historie i wyszedłem na ulicę.
Przeszedłem dosłownie 100 metrów, gdy kompakty niesione przeze mnie
eksplodowały dość głośno, a zamiast nich zobaczyłem tylko siwy dym.
Zdenerwowany postanowiłem przemówić facetowi do rozumu. Szybkim krokiem
wróciłem w kierunku sklepu, jednak ku mojemu zdziwieniu nie było po nim ani
śladu. Zbity z tropu postanowiłem skierować się nad rzekę.
16.
Idąc tam wstąpiłem do sklepu, gdzie kupiłem sobie
butelkę piwa. Pomyślałem, że nie ma nic lepszego od wypicia tego napoju nad
rzeką. Po jakichś 40 minutach dotarłem na miejsce. Usiadłem na schodach,
niedaleko grupki metalowców[1].
Od razu podchwyciłem wątek muzyczny, jaki zawzięcie obrabiali między sobą.
Piliśmy piwo, niektórzy woleli nieco tańsze wino, ogólnie atmosfera była
przyjazna. W pewnym momencie jeden z metalowców krzyknął coś o jadącym w naszą
stronę radiowozie. Rzuciliśmy się do ucieczki, część zdołała zbiec, jednak ja i
paru innych metalowców nie zdążyliśmy. Strażnicy miejscy wysiedli jak paniska
ze swojego radiowozu, zbliżyli się do nas, patrząc z pogardą na stroje moich
towarzyszy i na mnie, widocznie uznali, że kumpluję się z niewłaściwymi
osobami. Poprosili o nasze dokumenty, paru z moich towarzyszy odmówiło, jednak
po paru uwagach dość kąśliwych ze strony tamtych przekazali swoje dowody
osobiste. Strażnicy okropnie długo patrzyli w papiery, porównywali wygląd
każdej osoby z osobna ze zdjęciami. W końcu stwierdzili, że nie widzieli jak
pijemy, oddali nasze dokumenty i odjechali. Metalowcy pozdrowili ich serdecznie
wyciągając kciuki w górę. Posiedziałem jeszcze trochę z tą grupą, po czym
stwierdziłem, że muszę udać się na nocleg do kogoś. Zdecydowałem się pójść do
mojej dawnej Muzy, która od jakiegoś czasu działała twórczo na mojego kolegę-
malarza, jednak jak byłem w potrzebie zawsze mogłem na nią liczyć. Wsiadłem do
autobusu, przejechałem kilkanaście przystanków w mieszaninie
zapachowo-językowej, towarzystwie paru pijaczków oraz rozwrzeszczanej bandy
dzieciaków, po czym wysiadłem w okolic domu mej byłej Muzy.
[1] Autor
nie bez kozery wprowadził ten wątek, sam uznaje się za metalowca, jednak nie
ujawnionego w pełni.
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz