Pokazywanie postów oznaczonych etykietą relacje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą relacje. Pokaż wszystkie posty

1.07.2024

Nie chcę tego ruszać.

Dziś wiersz powstały po rozmyślaniach na temat związków między ludźmi. 

,,Nie chcę tego ruszać"

Chodzisz po pokoju,
Wypuszczasz z siebie dym,
Połączony z pretensjami. 

A ja, ja nie chcę tego dotykać,
Nie chcę tego ruszać. 

Duszę się już od dymu,
Duszę od pretensji,
Chcę uciekać,
Lecz najpierw muszę,
Muszę koniecznie tego dotknąć. 

Zebrałem się w sobie,
Dziki ryk zdmuchnął wszystko,
Stare, czasem bez nazwy problemy,
Zniknęły. 

Zniknął dym,
Zniknęły pretensje,
Zniknęłaś Ty. 

23. 12.2023
Pozdrawiam!

26.07.2016

Podróż morska z absurdem w tle, cz. 3 i 4.

3. Niemcy, albo wewnętrzny ból.

Schodzę z plaży, kieruję się na promenadę, czyli chodnik wykonany z kostki, malutkich elementów złożonych w całość, otoczonych z dwóch stron niezbyt wysokim, śmiesznym murkiem. Mijam szklane domy, nagrzane do czerwoności Słońcem, mijam je, nie pasują do piachu, żółtych palet plaży. Siadam przy stoliku w kawiarni. Wybrałem budynek najbardziej zbliżony klimatem do morza, naturalne składniki dachu i ścian budzą mój podziw. Kelnerka przyjmuje zamówienie, do moich uszu dociera nagle mechaniczny dźwięk. Bardzo natarczywy, chropowaty w odbiorze. Wysnuwam wniosek o obecności w okolicy Niemców, są, znalazłem ich, widzę. Siedzą stolik dalej, piją piwo marki Tyskie i dyskutują o czymś zawzięcie. Nie rozumiem za wiele, jedynie często pada jedno słowo, niemieckie, twarde, z mocną głoską r w sobie. Nie wiem co może znaczyć. Nagle wołają kelnerkę, po niemiecku brzmi to dość strasznie. Przychodzi, ale bez strachu, zaczyna mówić do nich po polsku. Eureka! W końcu ktoś uważa Niemców za równych innym mieszkańcom Europy. W przeszłości dotknęło mnie do głębi, jak bardzo rozwarty jest nasz wzajemny stosunek. Oni-my, pogarda, wręcz odrzucenie na własnym terenie. My-oni, służalcze podejście, wszystko co najlepsze dla nich, wszystko co do czytania po niemiecku. W końcu pierwszy kamień milowy na drodze do znormalizowania relacji. Po paru minutach ta sama, dzielna kelnerka przynosi moją herbatę. Kaja się jednocześnie odnośnie ciasta, że spadło jej z powrotem do lady chłodniczej, uszkodziło się. Mówię żeby się nie martwiła, zjem chętnie inne ciastko. Wewnętrznie nadal jestem pod wielkim wrażeniem jej postawy. Zjadam nowe ciastko, jest zupełnie inne od sernika, ale to nie ma znaczenia. Ona nadal się tłumaczy, zaprasza znów, tym razem na właściwe ciastko. Niemal jej nie słyszę, zalewa mi duszę przyjemne ciepło. Już nie ma bólu, jak wtedy, gdy zostałem zlekceważony w pizzerii przez Niemca, po odezwałem się po polsku do swojego towarzystwa . Kończę pić herbatę i wstaję od stolika. Zostawiam tej kelnerce napiwek, zasłużyła niezmiernie. Odchodzę spokojnym krokiem, wiem, że kiedyś będzie inaczej. My będzie się równało oni.

4. Spacer, albo zalew tandety.

Zszedłem z promenady, skręciłem w małą uliczkę, aby dojść do miasta. Miasto to za duże słowo, to raczej bardzo długa wieś naznaczona w sezonie letnim niezliczonymi punktami sprzedaży kiczu i tandety. Z jednej strony straszą łopatki, wiaderka, sto tysięcy przedmiotów z imionami wszelakimi, z drugiej maski, pistolety do baniek mydlanych i tysiące innych rzeczy. Wszystko z plastiku, nawet rzekome srebro próby 925 po dotknięciu jawi się w fakturze licznymi wypustkami pozostawionymi przez szlifierza-amatora. Do tego nagabywanie w sposób karkołomny na zakup w tym, a nie innym miejscu jakiejś tandetnej pamiątki morskiej. Karkołomność polega na wymyślaniu zakręconych wierszy, zachwalających towar leżący u jednego sprzedawcy, ośmieszających jednocześnie towar konkurencji w sposób ukryty. Widziałem bowiem do czego mogą być zdolni sprzedawcy, gdy ktoś ich obrazi. Pistolety do baniek, łopatki i grabki mogą być wbrew pozorom bardzo niebezpieczną bronią. Grabki w oku, łopatka w rzepce i sprzedawca może jedynie marzyć o możliwości pracy w kolejnym sezonie. Mijam niekończące się namioty z produktami po 5, 7, 9. 10 złotych, zależnie od pomysłowości właścicieli. Mijam sklepy z niby markową odzieżą, jednak wątpliwej jakości, sprzedawanej po cenie zawyżonej do nieba. Poza tym nigdy nie słyszałem o firmach takich jak: Pumba, LaKroste, Luiz Button czy Andidos. Zdarzają się jednak osobnicy w białych skarpetach, sandałach i łańcuchem na piersi, którzy dają naciągnąć się na taki ciuch, mimo pewnej niepewności wyzierającej z ich oczu. Jednak jedno słowo towarzyszki zgiętej do ziemi przez makijaż zmienia postać rzeczy. Przecież właściciel dwudziestoletniego Audi nie może obyć się bez markowej odzieży. Ostanią rzeczą jaką zapamiętałem ze spaceru pośród bud z tandetą był mocny zapach przypalonego mięsa na kebab. 

Pozdrawiam!