Mijając palmę[1]
zatopiłem się na powrót w rozmyślaniach o lotach samolotem. Skupiłem się
zwłaszcza na tym, co można robić w czasie bardzo długiego lotu, na przykład do
Tokio. Nie byłem pewny czy w każdej klasie jest możliwość oglądania filmów na
wmontowanych oryginalnie w zagłówki ekranach. Poza tym wyszło na to, że nawet
najlepsze filmy, muzyka czy książki kiedyś się nudzą. Stwierdziłem ostatecznie,
że chyba najlepiej sporo spać, wtedy nawet ponad 10 godzinna podróż wyda się
igraszką. Rozmyślania kolejny raz zostały przerwane, tym razem przez
policjanta, który zwrócił mi uwagę na moją opieszałość przy przechodzeniu przez
jezdnię. Przeprosiłem go, choć w sumie nie wiem co miałem tym osiągnąć, on
pogroził mi palcem i krzyknął, że następnym razem może wystawić mi mandat. Szybko
zniknąłem mu z pola widzenia, ujrzałem szyld reklamujący bar z kebabem czynny
24 godziny na dobę. Poczułem dość mocny głód, postanowiłem więc wejść i
zobaczyć co ciekawego oferują do jedzenia. Już od progu uderzył mnie gwar
rozmów oraz bardzo ciekawa mieszanina zapachów. Podszedłem do baru, miły pan z obsługi
na moje pytanie o specjalność zakładu począł wyliczać mi najlepsze dania.
Wybrałem kebab z kurczakiem w cienkim cieście z dodatkiem raczej mało ostrych
sosów. W oczekiwaniu na danie wysłuchałem nieco rozmów toczonych przy sąsiednim
stoliku przez dwóch śniadych jegomościów. Wynikało z nich, że chcą przejąć
jakiś biznes, w pewnej chwili do lokalu weszło 8 lub 9 wysokich, łysych
mężczyzn, skierowali się od razu do stolika zajmowanego przez tamtych. Z dużą
dozą agresji zwyzywali ich okrutnie, po czym wywlekli ich na dwór. Przez szybę
widać było jak szarpią tamtych, biją niemal, a nawet na nich plują. Obsługa
knajpy zadzwoniła po policję, jednak zanim przyjechał patrol łysi zdążyli się
ulotnić. Pracownicy rzucili się na pomoc poszkodowanym, wzięli ich z powrotem
do wnętrza, gdzie zajęli się nimi w
podstawowym zakresie pomocy. Klientom wydali bardzo szybko dania, po czym
zamknęli bar od środka. Wychodząc widziałem nadjeżdżające już karetki,
policyjne wozy, a także kilka czarnych BMW. Widocznie szefostwo łysych chciało
sprawdzić jak się sprawy mają. Zniesmaczony postawą tych bandytów postanowiłem
udać się w kierunku Starówki. Niestety zajęło mi parę chwil, by przekonać
obsługę o tym, że nie sprowadzę na nich większego niebezpieczeństwa po
opuszczeniu ich knajpy. Ostatecznie dali się przekonać, wypuścili mnie tylnym
wyjściem dla personelu.
14.
Na miejsce dotarłem dość szybko
niesiony niemal przez tłum turystów jaki wylewał się z każdej mniejszej i
większej uliczki. Różnorodność języków w jakim porozumiewali się nieco mnie
przygniotła. Kierowany przez grupę Azjatów udałem się za nimi w okolice Zamku.
Nie rozumiałem nic z tego, co przekazywał im przewodnik. Skupiłem się bardziej
na tym jak zapamiętale fotografują najmniejszy nawet przejaw różnic
kulturowych. Przed ich aparatami nie ukryła się nawet najmniejsza karteczka
zapisana po polsku, której treść, gdyby znali nasz język pewnie nie zawsze by
im się spodobała. Pomyślałem sobie, że pewnie w ten sposób chcą przywołać choć
element naszego kraju, gdy wrócą do siebie. Taki pomysł wydał mi się dość
ciekawy dla idei tworzenia wierszy, można zrobić zdjęcie jakiemuś miejscu,
osobie czy czegoś tam jeszcze, po czym można na jego podstawie napisać wiersze,
przywołujące dawne zdarzenia. Szybko odrzuciłem jednak taką opcję, szczególnie
ze względu na moje niemal legendarne lenistwo w kwestiach technicznych.
Szukanie odpowiednich zdjęć, wywoływałoby u mnie dziwne uczucia. Z zachowania tych turystów wynikało, że Polska
podoba im się, pewnie ze względu na niektóre nasze przywary, które w oczach
Azjatów nie są nimi. Możliwe też, że nasze zalety w ich oczach są jak wady. W
sumie nie miałem nawet jak się ich zapytać o to, bowiem znów zacząłem myśleć o
tamtym samolocie. Zacząłem zastanawiać się skąd ci konkretni Azjaci będą
odlatywać, ile będą mieli międzylądowań, o ile w ogóle jakieś będą mieli, jakim
samolotem będą lecieć itp. itd. Myśli zostały odegnane przez ostre, nieznane mi
bliżej dźwięki, których sprawcą okazał się być jeden z turystów. Pokazywał mi
zawzięcie na swój aparat, krzyczał niemal przy tym coś po japońsku czy
koreańsku (nie znam się aż na tyle, by wiedzieć na pewno), Zrozumiałem w końcu
o co mu chodziło, miałem wykonać zdjęcie z nim na tle Zamku. Ochoczo przystąpiłem
do dzieła, jednak po pięciu minutach robienia zdjęć, w coraz to różnych pozach
Azjaty, pod różnym kątem zrezygnowałem. Szybko odrzuciłem mu aparat, po czym
wybełkotałem krótkie przeprosiny i szybkim krokiem oddaliłem się w swoją
stronę. Słyszałem jeszcze przez jakiś czas jego nerwowe krzyki za sobą. Mijając
kolejne uliczki przypomniałem sobie o pewnym sklepie, gdzie można kupić płyty z
muzyką rockową, skierowałem się więc w tamtą stronę.
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz