17.07.2019

Samoloty nad miastem, cz. I, rozdziały 13-14.

13.
Mijając palmę[1] zatopiłem się na powrót w rozmyślaniach o lotach samolotem. Skupiłem się zwłaszcza na tym, co można robić w czasie bardzo długiego lotu, na przykład do Tokio. Nie byłem pewny czy w każdej klasie jest możliwość oglądania filmów na wmontowanych oryginalnie w zagłówki ekranach. Poza tym wyszło na to, że nawet najlepsze filmy, muzyka czy książki kiedyś się nudzą. Stwierdziłem ostatecznie, że chyba najlepiej sporo spać, wtedy nawet ponad 10 godzinna podróż wyda się igraszką. Rozmyślania kolejny raz zostały przerwane, tym razem przez policjanta, który zwrócił mi uwagę na moją opieszałość przy przechodzeniu przez jezdnię. Przeprosiłem go, choć w sumie nie wiem co miałem tym osiągnąć, on pogroził mi palcem i krzyknął, że następnym razem może wystawić mi mandat. Szybko zniknąłem mu z pola widzenia, ujrzałem szyld reklamujący bar z kebabem czynny 24 godziny na dobę. Poczułem dość mocny głód, postanowiłem więc wejść i zobaczyć co ciekawego oferują do jedzenia. Już od progu uderzył mnie gwar rozmów oraz bardzo ciekawa mieszanina zapachów. Podszedłem do baru, miły pan z obsługi na moje pytanie o specjalność zakładu począł wyliczać mi najlepsze dania. Wybrałem kebab z kurczakiem w cienkim cieście z dodatkiem raczej mało ostrych sosów. W oczekiwaniu na danie wysłuchałem nieco rozmów toczonych przy sąsiednim stoliku przez dwóch śniadych jegomościów. Wynikało z nich, że chcą przejąć jakiś biznes, w pewnej chwili do lokalu weszło 8 lub 9 wysokich, łysych mężczyzn, skierowali się od razu do stolika zajmowanego przez tamtych. Z dużą dozą agresji zwyzywali ich okrutnie, po czym wywlekli ich na dwór. Przez szybę widać było jak szarpią tamtych, biją niemal, a nawet na nich plują. Obsługa knajpy zadzwoniła po policję, jednak zanim przyjechał patrol łysi zdążyli się ulotnić. Pracownicy rzucili się na pomoc poszkodowanym, wzięli ich z powrotem do wnętrza, gdzie zajęli się  nimi w podstawowym zakresie pomocy. Klientom wydali bardzo szybko dania, po czym zamknęli bar od środka. Wychodząc widziałem nadjeżdżające już karetki, policyjne wozy, a także kilka czarnych BMW. Widocznie szefostwo łysych chciało sprawdzić jak się sprawy mają. Zniesmaczony postawą tych bandytów postanowiłem udać się w kierunku Starówki. Niestety zajęło mi parę chwil, by przekonać obsługę o tym, że nie sprowadzę na nich większego niebezpieczeństwa po opuszczeniu ich knajpy. Ostatecznie dali się przekonać, wypuścili mnie tylnym wyjściem dla personelu.

14.
Na miejsce dotarłem dość szybko niesiony niemal przez tłum turystów jaki wylewał się z każdej mniejszej i większej uliczki. Różnorodność języków w jakim porozumiewali się nieco mnie przygniotła. Kierowany przez grupę Azjatów udałem się za nimi w okolice Zamku. Nie rozumiałem nic z tego, co przekazywał im przewodnik. Skupiłem się bardziej na tym jak zapamiętale fotografują najmniejszy nawet przejaw różnic kulturowych. Przed ich aparatami nie ukryła się nawet najmniejsza karteczka zapisana po polsku, której treść, gdyby znali nasz język pewnie nie zawsze by im się spodobała. Pomyślałem sobie, że pewnie w ten sposób chcą przywołać choć element naszego kraju, gdy wrócą do siebie. Taki pomysł wydał mi się dość ciekawy dla idei tworzenia wierszy, można zrobić zdjęcie jakiemuś miejscu, osobie czy czegoś tam jeszcze, po czym można na jego podstawie napisać wiersze, przywołujące dawne zdarzenia. Szybko odrzuciłem jednak taką opcję, szczególnie ze względu na moje niemal legendarne lenistwo w kwestiach technicznych. Szukanie odpowiednich zdjęć, wywoływałoby u mnie dziwne uczucia.  Z zachowania tych turystów wynikało, że Polska podoba im się, pewnie ze względu na niektóre nasze przywary, które w oczach Azjatów nie są nimi. Możliwe też, że nasze zalety w ich oczach są jak wady. W sumie nie miałem nawet jak się ich zapytać o to, bowiem znów zacząłem myśleć o tamtym samolocie. Zacząłem zastanawiać się skąd ci konkretni Azjaci będą odlatywać, ile będą mieli międzylądowań, o ile w ogóle jakieś będą mieli, jakim samolotem będą lecieć itp. itd. Myśli zostały odegnane przez ostre, nieznane mi bliżej dźwięki, których sprawcą okazał się być jeden z turystów. Pokazywał mi zawzięcie na swój aparat, krzyczał niemal przy tym coś po japońsku czy koreańsku (nie znam się aż na tyle, by wiedzieć na pewno), Zrozumiałem w końcu o co mu chodziło, miałem wykonać zdjęcie z nim na tle Zamku. Ochoczo przystąpiłem do dzieła, jednak po pięciu minutach robienia zdjęć, w coraz to różnych pozach Azjaty, pod różnym kątem zrezygnowałem. Szybko odrzuciłem mu aparat, po czym wybełkotałem krótkie przeprosiny i szybkim krokiem oddaliłem się w swoją stronę. Słyszałem jeszcze przez jakiś czas jego nerwowe krzyki za sobą. Mijając kolejne uliczki przypomniałem sobie o pewnym sklepie, gdzie można kupić płyty z muzyką rockową, skierowałem się więc w tamtą stronę.




[1] Kontrowersyjny dla niektórych element miasta.

Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz