Kolega mój zamieszkał w jednym z
bardziej ukrytych wśród zieleni domków. Zajęło mi kilka chwil, nim znalazłem
właściwy budynek. Z zewnątrz sprawiał wrażenie opuszczonego, choć zielony
bluszcz szczelnie okalający ściany przeczył nieco temu wnioskowi. W ogródku
stało mnóstwo nie dokończonych rzeźb, konstrukcji i wszelkiego rodzaju
eksperymentów plastycznych. Wiedziałem o zamiłowaniach kumpla do różnych
dyscyplin sztuki, nie sądziłem jednak, że obecne zajmuje się rzeźbą. Skierowałem się ku drzwiom, a tam
przeżyłem pierwszy szok. Na wysokości klamki mój znajomy umieścił balon, w
balonie umieścił parówkę wystylizowaną na obcięty palec. Gdy pozbyłem się tego
okropnego widoku sprzed oczu i z głowy nawet uśmiechnąłem się do siebie. Widać
nie przeszło mu płatanie tak absurdalnych, czasem koszmarnych żartów ludziom ze
swojego otoczenia. Nacisnąłem na dzwonek, po czym spotkał mnie drugi szok, może
nawet większy niż ten związany z parówką w balonie. Otóż zamiast zwykłego
dzwonka jakich wiele, odezwał się jeden z najbardziej przerażających śmiechów
jakie w życiu słyszałem. Dopiero po chwili zauważyłem małą kamerę zamontowaną
wraz z głośniczkiem koło dzwonka. Widać kumpel chciał mnie w tak dziwny sposób
powitać. Po chwili otworzył drzwi, przede mną stanął lekko łysiejący facet
ubrany w stary, znoszony szlafrok, na nogach miał niebieskie klapki,
powycierane miejscami do białości, zaś na nosie miał resztki czegoś, co można
by uznać za okulary. Zaczął wykrzykiwać przeróżne mniej i bardziej absurdalne
zdania w moją stronę[1].
Uciszyłem go gestem ręki, po czym zacząłem tłumaczyć powód swojego przybycia.
Opowiedziałem w skrócie swoje dotychczasowe przygody, po czym przeszedłem do
wyłuszczania problemu z jakim do niego przyszedłem. Chciałem aby pomógł mi
przelać na papier to, co dopadło mnie na działce. Chodziło o pewne ułożenie w
logiczną całość sytuacji z myśleniem o samolocie, lecącym rzekomo do Chin.
Kumpel zamyślił się, po czym jak to miał w zwyczaju zniknął w kuchni. Wrócił z magicznymi pojemnikami
zwanymi Matero, w których zaparzył Yerba Mate. Uwielbiam ten napój, zanurzyłem
się od razu w gorzkim smaku i w absurdzie jaki potrafi taki napar wywołać[2].
Kumpel zaczął bawić się w analityka moich myśli. Wysnuł wniosek, że myślenie o
jakimś tam samolocie i przypisywanie mu pewnych cech wiąże się w sposób
oczywisty z ukrywanymi potrzebami[3].
Stwierdził, że najlepiej zrobię znajdując sobie jakąś kobietę z Azji. Wskazał
mi Lennona, który z Yoko Ono stworzył ciekawy i wybuchowy tandem. Odrzuciłem
taką propozycję, choć w głębi duszy widziałem w takim rozwiązaniu wiele sensu.
Kumpel uśmiechnął się dziwnie, po czym odpuścił temat. Przepytał mnie za to z
mojej ostatniej twórczości. Niektóre z wierszy czy opowiadań uznał po
streszczeniu za godne uwagi. Odpocząłem bardzo u niego, jednak zbliżający się
zmierzch spowodował, że powoli szykowałem się do wyjścia. Gdy byłem przy
drzwiach kumpel podsunął mi myśl, że przecież mógłbym sprawdzić w Sieci
wszystkie pasażerskie loty nad moją działką mniej więcej w godzinach tamtej
obserwacji. Odpowiedziałem mu, że domysły są czasem lepsze od prawdy. Przyznał
mi niechętnie rację, a na odchodne krzyknął, że zadzwoni do ambasady Japonii z
pytaniem czy nie mają singielek mogących zakochać się w poecie[4].
Nieco zmieszany podziękowałem za pomysł i oddaliłem się w szarość kończącego
się dnia.
10.
Skierowałem się od razu w stronę
znanego mi dość dobrze klubu, gdzie przesiadywali różni twórcy, w towarzystwie
swoich pań. Nie miałem niestety towarzyszki, nie dałoby się też zaprosić żadnej
ze znanych mi dam. Po prostu pora jak i dzień były niezbyt odpowiednie dla
nich, zdecydowałem się na samotne spędzenie wieczoru. Nie spodziewałem się
jednak, że znajdę w takim lokalu tak wiele kobiet łasych na mnie i na moją twórczość.
Ostatnie co pamiętam to taniec na stole, namolne atakowanie pań propozycjami
bycia moimi Muzami, zaś te przebłyski świadomości utonęły w morzu alkoholu jaki w siebie wlałem tego
dnia[5].
Obudziłem się koło 7 rano na wycieraczce klubu, w kieszeni spodni znalazłem
kartkę, na której obok mniej więcej 20 numerów komórek widniał napis, abym
więcej nie pojawiał się w tym miejscu, pod groźbą wezwania policji. Zebrałem
się w sobie, powiedziałem kilka niemiłych słów pod adresem właściciela lokalu,
po czym powlokłem się w stronę kamienicy, mieszkał tam mój inny kumpel, z
którym chciałem omówić kilka kwestii związanych z twórczością słowną.
[1] Głównie
odnoszące się do idei futuryzmu i dadaizmu.
[2] Wrażenia
oparte na doświadczeniu Autora. Jak to mówią górale z okolic Zakopanego: ,,Jest
to prawda prawdziwa”.
[3] Pewne
nawiązania do psychoanalizy, przefiltrowane przez umysł kumpla.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz