14.07.2019

Samoloty nad miastem, cz. I, rozdziały 11-12.

11.
Znajomy ten mieszkał w kamienicy położonej w okolicy zielonego i bardzo przyjemnego ogrodu miejskiego[1]. Otoczenie, śpiew ptaków docierający do okien jego mieszkania od razu sprawiło, że poczułem się o wiele lepiej. Kumpel tak jak ja zajmował się dość chętnie pisaniem, jednak on wybrał niszę pisania na zamówienie. Nigdy nie pociągała mnie tego typu twórczość, choć mówiąc szczerze niektóre sumy przedstawiane mi przez kolegę brzmiały zachęcająco[2]. Zrezygnowałem jednak ostatecznie z takiej formy zarobkowania ze względu na moje wielkie i dość szeroko znane lenistwo. Zanim napisałbym hasło reklamowe, które uznałbym za dobre mój mocodawca 5 razy mógłby zmienić wykonawcę. Idąc schodami do mieszkania kumpla rozmyślałem o tym jak to jest zakosztować tych wszystkich nowinek technicznych w hotelach, knajpach i podobnych przybytkach, o których tak często mówi się choćby w telewizji w kontekście Azji. Moje rozmyślania po raz kolejny przekreśliła codzienności. Gdy doszedłem na piętro znajomego zobaczyłem otwarte drzwi do mieszkania. Zaniepokojony zbliżyłem się do nich i zawołałem pełny nadziei na odpowiedź. W końcu twórcy czasem zapominają o prozaicznych, codziennych sprawach, w tym o zamykaniu drzwi. Z mieszkania nie odezwał się nikt, usłyszałem za to coś w rodzaju kaszlu, ewentualnie odgłosów duszenia się. Przerażony wpadłem do środka, ujrzałem znajomego jak siedzi w jednym z pokojów, trzyma się za szyję i próbuje nabrać tchu. Spytałem się go co się dzieje, on nie był już w stanie mówić. Wskazał na stolik, na którym były jakieś fiolki. Domyśliłem się po paru chwilach, że w tych pojemnikach może być coś bardzo szkodliwego. Szybko zadzwoniłem  na pogotowie, instruowany przez dyspozytora pomogłem nieco polepszyć stan kumpla. Gdy na miejsce dojechała karetka, dowiedziałem się od ratowników, że możliwą przyczyną zatrucia było wzięcie jakiegoś nowego świństwa, sprzedawanego jako coś na porost roślin, albo poprawę stanu podłóg w domu. Kumpel chciał chyba osiągnąć wyższe stany świadomości czy dłuższy czas pracy niż zwykle[3]. Utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że o wiele lepsza na takie okazje jest kawa, ewentualnie Yerba Mate. Wyszedłem nieco wkurzony, choć z domieszką strachu czy ta nieznana substancja nie uszkodzi zbytnio organizmu znajomego.

12.
Niespodziewana sytuacja z kumplem spowodowała, że poczułem wielką chęć chwilowego wyłączenia się, może nawet odpoczynku. Wybrałem się w kierunku jednego z bardziej znanych placyków[4] w mieście, przesiadywali tam różni interesujący osobnicy, zawsze można było znaleźć temat na nowy wiersz, opowiadanie, ewentualnie nowego kompana do pracy twórczej. Usiadłem w jednym z ogródków przy ulicy, zamówiłem kawę i zatopiłem się w rozmyślaniach na temat Azji, samolotu i tego co robią teraz podróżujący nim ludzie. Z zamyślenia wyrwała mnie niesiona przez wiatr wesoła piosenka o radościach płynących z jazdy na deskorolce. Podniosłem głowę i zobaczyłem gościa z gorsetem ortopedycznym na szyi mknącego na desce po ulicy. Osiągał niesamowitą wręcz prędkość, w międzyczasie śpiewał dość naiwne piosenki, ewidentnie lepione na poczekaniu. Zaszokował mnie do tego stopnia, że nie zauważyłem jak do mojego stolika przysiadł się tajemniczy gość w płaszczu. Zaczął szybko wyjaśniać kim jest, skąd przybywa i co ma zamiar robić. Wyszło na to, że facet pochodził z pewnej tajemniczej wyspy, której nie ma na żadnej z map[5]. Początkowy strach ustąpił ciekawości, zacząłem wsłuchiwać się w opowieści nieznajomego, przytakując od czasu do czasu aby zachęcić go do dalszych zwierzeń. Po pół godzinie jego opowieść zaczęła mnie jednak nużyć swoją małą dozą prawdopodobieństwa. Podziękowałem facetowi za opowieści, tamten zaczął wyrażać się niezbyt miło o mnie, odszedłem więc jak najszybciej się dało z kawiarni. Kątem oka zauważyłem jak facet znika w jednym z okolicznych banków. Wyszło na to, że po raz kolejny zdecydowałem w swoim życiu właściwie. Widać praca w korporacji wpływa niezbyt dobrze na zdrowie psychiczne ludzi. Nie wiedziałem jednak o tak dziwnych wpływach takich zajęć. Skierowałem się w stronę drugiego placu, na którym znajdował się artefakt charakterystyczny bardziej dla Egiptu niż dla Polski, palma, stworzona przez pewną artystkę.



[1] Coś jak odpowiednik Central Parku.
[2] Jak to mówią: ,,Przedstaw mi odpowiednią kwotę, a zrobię właściwie wszystko za nią”.
[3] Krytyka skierowana w stronę wszystkiego co zmienia świadomość, ma nie potwierdzone pochodzenie, skład itd.
[4] Tak na poważnie to spory plac, gdzie można znaleźć właściwie każdy typ knajpy czy innego ciekawego miejsca.
[5] Nawiązanie do nie żyjącego już tajemniczego osobnika, który ubarwiał życie w mieście.


Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz