Dość sprawnie pozbierał swoje
rzeczy, zapłaciliśmy za zamówienie, po czym opuściliśmy lokal. Postanowiłem po
powrocie do naszego tymczasowego punktu noclegowego popracować nieco z Muzą nad
nowymi wierszami. Zastanowiłem się przez chwilę co teraz mogła robić czy dobrze
się bawiła. Nie miałem ani czasu, ani możliwości by to sprawdzić. Razem z
twórcą ruszyliśmy w niezbyt długą drogę do teatru. Maszerując w średnim tempie
mieliśmy możliwość podzielenia się uwagami na temat naszych warsztatów, naszych
Muz i paroma innymi ciekawostkami z życia pisarzy. Po jakichś 10 minutach
naszym oczom ukazał się wspaniały budynek teatru, według słów mojego nowego
znajomego został wybudowany w klasycznym stylu tego miasta. Nie wiedziałem do końca
co to znaczy, jednak bryła kamienicy poraziła mnie swoją urodą. Zbliżyliśmy się
do teatru, mogłem podziwiać rozliczne zdobienia w postaci liści, małych
wieżyczek, ozdobników wokół wspaniałych zakończonych półkoliście okien. Po wejściu
do środka uderzyło mnie idealne dopasowanie elementów nowych ze starszymi
fragmentami budynku. Mój nowy kolega podszedł do kontuaru, przy którym spał
dozorca, pokasłując lekko dał mu do zrozumienia, że czas drzemki się skończył.
Dozorca po otwarciu prawego oka zerwał się na równe nogi i stanął niemal na
baczność. Zrozumiałem wtedy, że mój towarzysz musi mieć tu jakąś poważną
pozycję. Stróż poprowadził nas karnie do windy, przymilnie przypomniał numer
piętra, gdzie urzędował niezbędny nam człowiek, po czym oddalił się w stronę
swojego miejsca snu. Jadąc windą właściwie nie rozmawialiśmy ze sobą,
ograniczyliśmy się do wzajemnej obserwacji. Gdy winda zatrzymała się na żądanym
piętrze wiedziałem, że nie ma dla mnie odwrotu. Musiałem spotkać się z kolejnym
znajomym znajomego. Sekretarka, która siedziała za szklanymi drzwiami również
zerwała się na równe nogi, tak jak dozorca parę chwil wcześniej. Powoli
docierało do mnie, że znalazłem się na samym świeczniku twórców. Stąd można
właściwie podążać tylko w górę. Oczywiście o ile chce się marzyć o kolejnym
dniu życia. Zdecydowałem się już na kolejny krok, wiedziałem co może czekać na
mnie za drzwiami gabinetu szefa teatru. Wszedłem razem z nowym znajomym, aby
poznać kolejnego ważnego człowieka.
23.
Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się
w oczy po otwarciu przed nami drzwi przez sekretarkę były ściany gabinetu,
które składały się na niemy hołd dla artystów. Z każdej strony widoczne były
eleganckie portrety kolejnych dyrektorów tego teatru. Przy najnowszej dacie,
bez wpisanego jeszcze roku zakończenia misji wisiał portret pulchnego, lekko
łysiejącego pana. Po sekundzie zauważyłem oryginał, siedzący niemal na wprost
drzwi. Dyrektor uśmiechnął się, wstał aby powitać nas, po czym spytał co
sądzimy o takiej formie hołdu dla sztuki. Oszołomiony takim obrotem spraw nie
umiałem nic powiedzieć. Na szczęście mój towarzysz obronił mnie zmieniając
zręcznie temat. Przedstawił mnie jako swojego nowego kompana, przy okazji
pochwalił moje umiejętności pisania rymów na zamówienie. Niezbyt udanie
spiekłem raka, po czym wydusiłem z siebie kilka słów uznania dla tak
eleganckich wnętrz. Dyrektor kazał mówić sobie po imieniu. Odtąd miałem do
niego mówić Jacek. Według niego byłem jednym z lepiej zapowiadających się
twórców, stąd też mój nowy znajomy postanowił przedstawić nas sobie. Jacek
opowiedział mi krótko, że planuje wystawić sztukę o trudach codziennego życia
twórcy. Nie mógł lepiej trafić, w końcu można powiedzieć, że w tamtym czasie
byłem wręcz wzorcowym przykładem takiego człowieka. Nieśmiało zgodziłem się
wstępnie na współpracę. Jacek wraz z moim nowym kolegą wybuchnęli radosnym
śmiechem. Uznali, że umowa już obowiązuje. Dyrektor podziękował za wizytę,
obiecał wysłać umowę pocztą wszędzie na terenie kraju. Zostawiłem sekretarce
mój numer telefonu, aby ustalić szczegóły. Wraz z niedawno poznanym jegomościem
ruszyliśmy na przystanek, aby wrócić do mojego kolegi. Podróż minęła dość
szybko, pod kamienicą, gdzie zatrzymałem się z Muzą byliśmy parę minut po 12 w
południe.
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz