Zrezygnowany postanowiłem dołączyć
do mojej Muzy pod Wiedniem. Wiedziałem już, że w kraju nie powstaną żadne nowe
budynki.
14.
Ruszyłem na dworzec, pech chciał
postawić na mojej drodze jakiegoś głupka w taksówce. Gdy chciałem przejść przez
ulicę on ruszył swoim Passerati, wjechał w kałużę znajdującą się przy krawędzi
chodnika z ulicą, a następnie odjechał jak gdyby nigdy nic. Przemoczony niemal
do suchej nitki wszedłem na teren dworca. Minąłem grupkę Azjatów, nie mam
pojęcia do dziś skąd byli, jednak po intensywności robienia zdjęć mogli być z
Japonii. Zrozumiałem też jak może czuć się przedstawiciel jakiegoś mało znanego
plemienia z Amazonii czy Afryki, któremu badacz kultury świata próbuje zrobić
zdjęcie. Mit o kradzieży duszy człowieka w ten sposób też wydał mi się jakby
bliższy prawdy. Sam miałem wrażenie jakbym pod wpływem zdjęć robionych przez
tych ludzi stracił część siebie. Może to nie byli Azjaci, a jacyś przybysze
podszywający się pod nich? Po powrocie do swojej krainy zbierają kawałki
skradzionych dusz i łączą je ze swoimi. Na dalsze rozmyślania nie było czasu,
bowiem nadjechał mój pociąg. Miałem nadzieję na przyjemną podróż, rzeczywistość
okazała się mniej miła. W środku wagonu, gdzie miałem zarezerwowane miejsce
siedziała już cała zgraja kibiców, od razu po wejściu zostałem wypytany o swoje
ulubione drużyny. Jakimś cudem udało mi się odpowiedzieć po ich myśli, jednak
przez resztę podróży byłem obserwowany. Pewnie chodziło o to jak wyglądałem po
spotkaniu z głupkiem w taksówce. Nie miałem specjalnie możliwości przebrania
się w lepsze ubrania, siedziałem więc w przedziale w stroju przypominającym
uniform hydraulika. Kibice dość szybko odpadli z rzeczywistości po użyciu
magicznych płynów z procentami. Dalsza podróż w okolice Wiednia przebiegła bez
problemu.
15.
Nad ranem opuściłem pociąg na
dość zapuszczonym dworcu. Przywitała mnie fala spojrzeń, widocznie miejscowi
nie przywykli do takich widoków jakie im zapewniłem. Dziwne, szczególnie biorąc
pod uwagę fakt przebywania na ich terenie malarza, oni podobno mają dopiero
gust odzieżowy. Muza powitała mnie przed budynkiem dworca, wysiadła ze starego,
choć bardzo zadbanego kabrioletu. Na moje oko mógł to być jakiś model Austina, za kierownicą siedział chyba malarz,
do którego moja towarzyszka dołączyła. Po paru minutach jechaliśmy dość krętymi
drogami, do domu Hansa (tak miał na imię malarz), wykorzystaliśmy czas dojazdu
na poznanie się nieco bliżej. Hans okazał się być dość podobny do mnie,
szczególnie w sposobie korzystania z pomocy Muzy. Widać było, że zmiana
otoczenia i artysty działa na nią dobroczynnie. Bardzo cieszył mnie taki obrót spraw,
zwłaszcza mając w pamięci dawne zdarzenia z jej życia.
16.
Spędzaliśmy czas głównie na
artystycznych działaniach. Hans korzystał z natchnienia w sposób, jaki nigdy
wcześniej nie przyszedł mi do głowy. Szedł sobie na jakiś czas, nieokreślony
wcześniej, nasiąkał różnymi zdarzeniami, po czym nie oddawał ich w pełni na
obrazach. Tworzył coś na kształt plam pamięci, ja po przesiąknięciu jakimiś
zdarzeniami przelewałem na papier ich ubarwione, aczkolwiek dość bliskie
oryginałowi szkice. Nauczyłem się przy nim bardziej malarskiego podejścia do
pisania, szukałem słów, które stawały się czymś jak u niego kolor, kształt czy
intensywność barwy. On nauczył się ode mnie patrzenia na świat w nieco
absurdalny sposób, nie zawsze związany z rzeczywistością. Gdy minął miesiąc wspólnych działań dostałem
telefon od mojego znajomego z domu, okazało się, że jestem mu niezwykle mocno
potrzebny, jak najszybciej to możliwe. Nie chciał mi nic powiedzieć przez
telefon, zrezygnowany opowiedziałem o wszystkim towarzyszom. Uznali, że sami
poradzą sobie z odtwarzaniem świata w formie obrazów, mam się nie martwić i
załatwiać swoje sprawy. Hans powiedział też, że jeśli tylko będę chciał mogę do
niego przyjechać. Podziękowałem dość ogólnie, próbowałem się wykpić, jednak nie
za bardzo mi to wyszło[1].
Gospodarz odwiózł mnie na dworzec, po czym zaczekał jeszcze jak pomacham mu z
okna wagonu. Zrobiłem to z mieszanką wstydu za swój brak asertywności i smutku,
musiałem zostawić ważną dla siebie osobę wraz z mężczyzną, którego uznałem za
godnego zastępcę na jakiś czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz