1.
Podróż powrotna nie obfitowała w
większe problemy. Jedynym mankamentem było nie domykające się okno, przez które
do przedziału dostawało się chłodne powietrze, które spowodowało, że czułem zło
całego świata na sobie.[1]
Po czasie mogłem jednak stwierdzić, że taka sytuacja była wręcz
błogosławieństwem. Gdy dojechałem do swojego miejsca, gdzie żyłem zrozumiałem
niemal od razu co chciał ode mnie ten znajomy. Plan jaki narodził się w jego
głowie można porównać jedynie do wcielenia jakiegoś zwierzęcia w szeregi rządzących[2].
Miałem zostać twarzą, dosłownie twarzą nowej grupy poetyckiej jaka miała
niedługo powstać w moim mieście. Na początku uznałem pomysł za zbyt absurdalny,
by uczestniczyć w nim. Po namowach znajomego, który w tej dziedzinie osiągnął
językowo-logiczne K2, zmieniłem zdanie. Moja rola nie ograniczała się jedynie
do sprzedania wizerunku, miałem jeździć po mieście piętrowym autobusem, po
drodze przez megafony prezentowałbym swoje wiersze, ludzie idący za autobusem
dośpiewywaliby różne zakończenia do utworów, które zdaniem pomysłodawcy miały
tworzyć świat absurdu. Po kilku godzinach męczenia mnie przez tego kolesia
uznałem, że czas udać się do domu. Tak
też zrobiłem. Pierwszy nadjeżdżający tramwaj wchłonął mnie w swoje czeluści, metaforycznie
pozbawił mnie głowy[3], po czym
wypluł w okolicy mojego poetyckiego gniazdka. Wchodząc po schodach klatki
wiedziałem już, że coś jest nie tak. Nie wiedziałem tylko jak bardzo.
2.
Gdy zbliżałem się do drzwi
mieszkania słyszałem już nietypowe jak na nie odgłosy. Przekręcając klucz w
zamku zrozumiałem kto czeka na mnie w środku. Był to mój Mistrz, od którego
uczyłem się tajników pisania wszelkiego rodzaju tekstów. Człowiek ten przerażał
wszystkich wkoło, miał jednak do tego taki ładunek charyzmy w sobie, że strach
szybko ustępował zaciekawieniu, a jego wywody stawały się wyznacznikiem dla
kolejnych lat życia. Kiedy drzwi nie ustępowały pomyślałem sobie o jedynym
możliwym wyjaśnieniu, Mistrz zamknął łańcuch. Szybkim ruchem musiał odblokować
skrzydło, wpadłem bowiem z impetem do
środka. Mój nauczyciel pochylał się nade mną i coś mówił. Dopiero po chwili
zrozumiałem o co chodzi, wiedział już jak sprzedałem swoją sztukę i siebie dla
idei niejasnej, niepewnej i co najważniejsze starej. Mentor chwycił mnie za
ramię, posadził na fotelu pod oknem i zaczął mnie pouczać. Od razu cofnąłem się
w czasie do momentu, gdy oddałem mu swój pierwszy wiersz. Jego ton głosu, zimny
niczym wody Morza Północnego, spojrzenie spod krzaczastych brwi, wszystko to
porażało. Tym razem chodziło o sprawę o wiele bardziej podstawową, której nie dało się łatwo poprawić, tak jak
złego wiersza. Mój przewodnik rozpoczął wykład o tym, jak źle jest sprzedać
siebie i swoją twórczość dla idei, która w żadnej mierze nie pokrywa się z
naszymi wewnętrznymi kierunkowskazami. Kiwałem bezmyślnie głową, nie docierało
do mnie jednak zbyt wiele, z tego co mówił do mnie ten człowiek-wzór. W końcu
dotarło do mnie, że mój Mistrz nie jest z nami już od minimum dekady, uznałem
to tak realne widziadło za coś w rodzaju ostrzeżenia. Po ochłonięciu w pewnym
stopniu zacząłem się zastanawiać co mogę zrobić. Nie za bardzo wyobrażałem
sobie swoją odmowę, uważałem bowiem zgodę wyrażoną za coś obligującego mnie do
spełnienia jej. Podejście takie działało szczególnie mocno w przypadku obietnic,
które po wstępnym przemyśleniu uznawałem za głupie, nie do spełnienia, jednak w
czasie decydowania zupełnie nie miałem takiej świadomości. Moja umiejętność
mówienia ,,nie” przypominała mniej więcej możliwość pisania muzyki przy moim
braku słuchu[4]. Mimo koszmarnych
wspomnień związanych z niedawnym widziadłem zdecydowałem się uczestniczyć w tym
upokarzającym jak się później okazało projekcie.
[1] Autor
nawiązuje do znanego powiedzenia o wianiu złem (w oryginale bardziej dosadnie).
[2]
Porównanie do sytuacji ze starożytnego Rzymu.
[4] Autor w
przeszłości próbował tworzyć proste melodie w programach komputerowych.
Szczególnie upodobał sobie hip-hop, techno i dance. Po pewnym czasie porzucił
jednak taką twórczość na rzecz operowania słowem.
Pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz