Postanowiłem pojechać pod pewien
wysoki budynek, chciałem z wysokości[1]
popatrzeć na miasto i w ten sposób odnaleźć drogę do siebie, a potem dla Muzy. Bez
większych problemów trafiłem pod właściwy adres, pokręciłem się parę chwil pod
budynkiem, dopiero potem zdecydowałem się wjechać na 30. piętro.
Windziarz nie wykazał właściwie
żadnych oznak przychylności, z oznakami zniecierpliwienia łaskawie zawiózł mnie
na wskazaną kondygnację. Chwilę po opuszczeniu windy wiedziałem już, że to był
dopiero przedsmak moich kolejnych przygód.
10.
Na tarasie od razu zauważyłem
spory tłum, byli wśród nich moi znajomi, zauważyłem też paru paparazzi.
Prowadzący całą spotkanio-konferencję nakazał hostessom wciągnąć mnie w tę
ludzką masę, niedługo potem okazało się jaka ma być moja rola. Miałem
wyrecytować parę najnowszych wierszy, następnie zgromadzeni znajomi mieli
wygłosić na moją cześć peany, na koniec miałem zapozować na ściance, a w międzyczasie
odpowiedzieć na parę pytań dziennikarzy. Podświadomie skurczyłem się w sobie,
chciałem uciekać. Ktoś znakomicie przemyślał wszystko, windziarze zamknęli się
w swoich ciasnych pomieszczeniach, hostessy napierały na mnie, abym zbliżał się
do sceny, nie było żadnej drogi ucieczki. Nawet mając spadochron nie miałbym
jak z niego skorzystać, chroniące przed skokami siatki spełniały swoje zadanie w
najlepszy możliwy sposób. W obliczu
niemal swojego końca uznałem, że błaznowanie dla znajomego nie było takim
najgorszym pomysłem.
11.
Postanowiłem zagrać w ich grę,
wszedłem cały roztrzęsiony na scenę, zbliżyłem usta do mikrofonu, po czym
wydusiłem z siebie swój ostatni wiersz. Gdy odbiorcy doszli do przesłania
wiersza wiedziałem już, że należą do mnie. Powiedziałem im szczerze, że kocham
odbiorców, bez nich nie istnieję w końcu, jednak nie cierpię wręcz w sposób
biologiczny wystawiania siebie z twórczością na widok publiczny. Ciągnąć swój
wywód wykazałem im, że najlepiej czuję się
prezentując swoje dziełka, bez konieczności pokazywania siebie. Ludzie
oczekujący ode mnie wywleczenia się na lewą stronę, pokazania wnętrza w
całości, z najciemniejszymi zakamarkami zaczęli ze zrozumieniem bić brawo.
Spośród nich wyłonił się mój znajomy, zaczął coś mówić, jednak owacje nie
pozwalały zrozumieć zbyt wiele. Z ruchu warg odczytałem jedynie, że jestem
zaproszony na kolacje wraz z nim. Chwycił mnie pod ramię, szybko skierowaliśmy
się do windy, paparazzi próbowali coś osiągnąć, jednak my byliśmy już w
windzie. Ja odwróciłem się do nich plecami, mój towarzysz wywalił język na całą
jego długość. Ciekawiło mnie w tamtej chwili ile może być warte tak dziwaczne
zdjęcie. Po dotarciu na parter zostałem wsadzony do eleganckiego auta, po czym
trafiłem do ekskluzywnej knajpy.
[1] Chodzi o
pewien znany, bardzo wysoki budynek, z którego można patrzeć na panoramę
miasta. Na 30. Piętrze znajduje się specjalny taras widokowy.
Pozdrawiam!
Pisanie wciąga, czytanie również :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za twoje komentarze :-)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia Serdeczne :-)