,,Trzy życzenia wypowiedziane bez przemyślenia”
Dzień zaczął się zwyczajnie, tak
jak wiele innych. Pewną odmianą było znalezienie w piwnicy słoika. Powiecie,
cóż może być w tym niezwykłego. W moim przypadku ten szklany przedmiot był
opanowany przez dżina. Pojawił się nie do końca w zgodzie z tradycją, gdy
wyciągałem ostatniego ogóreczka, wyłonił się on. Swoją mglistą postać nadrabiał
charakterem, zamiast dziękować za wypuszczenie na świat zrugał mnie używając
przy tym najwymyślniejszych obelg. Gdy nieco ochłonął przedstawił mi listę, po
pobieżnym przejrzeniu okazało się, że jest to regulamin jego usług. Chwilę
zajęło mi przekonanie mojego gościa, że za mój gest powinien spełnić moje trzy
życzenia, bez dodatkowych warunków. Dżin podumał chwilę, by ostatecznie zgodzić
się, życzenia miałem wymyślić w ciągu najbliższych dni, każdego ranka miałem
prawo do jednej prośby.
Zacząłem od małej góry pieniędzy.
Niemal natychmiast rozdzwoniły się telefony z wszelakimi potrzebami, od
wsparcia jakiegoś drobnego cwaniaczka przy zakupie wina, po poważne plany
nieznanych mi wcześniej naukowców. Próbowałem zbywać ich jakimiś wykrętami,
wszyscy nie dawali jednak za wygraną. Każde
wyjście z domu kończyło się małą pielgrzymką sunącą za moimi plecami. Komizmu
dodawały kapelusze w wyciągniętych dłoniach. W rozpaczy rzucałem do nich drobne
sumy, nie dawało to niestety wiele. Doczekałem jakimś cudem do wieczora. Dżin
zjawił się w doskonałym nastroju. Wyśmiał mnie za zbyt pochopne decyzje.
Odburknąłem mu coś na pożegnanie, po czym poszedłem spać.
Kolejny poranek przywitał mnie
zbliżeniem na mgłę, z której wyłonił się mój wypełniający życzenia. Tym razem
postanowiłem zrealizować swoje marzenia o podróżowaniu. Duch ze słoika drugi
raz zakpił ze mnie w sposób niezwykle wyrafinowany. Straciłem przytomność, gdy
wróciłem do świata żywych zorientowałem się, że jestem przyklejony taśmą do
krzesła. Przed oczami miałem ekran komputera, na którym przesuwały się liczne
zdjęcia z całego świata. Całość nie byłaby może tak zła, gdyby nie przebrany za
gondoliera dżin, który śpiewał w nadzwyczaj ekspresyjny sposób. Jego pieśni
obfitowały w całą gamę fałszywych dźwięków, zaś ich tematyką było wskazywanie
miejsc, których nigdy nie odwiedzę wraz z frywolnym uzasadnieniem. Tego było mi
za wiele. Znów doczekałem do wieczora. Mój mglisty oprawca nie pojawił się,
obawiał się widocznie mojej zemsty.
Ostatniego dnia wymyśliłem
życzenie totalne. Zmęczony moimi wpadkami zażyczyłem sobie, aby dżin zabrał z
mojego życia wszystkich, którzy psują mi krew. Początkowo wszystko wydawało się
układać idealnie, natrętni naciągacze zniknęli jak za dotknięciem różdżki. Jednak
z biegiem czasu zacząłem żałować swojej decyzji. Pierwszy szok przeżyłem, gdy w
lustrze nie zobaczyłem kawałka swojej dłoni. Zawołałem swojego ducha, wyśmiał
mnie, wskazał też na moją głupotę przy wymyślaniu zachcianek. Przecież każdy z
nas ma chwile, gdy wśród osób nie lubianych może wymienić także siebie samego.
Z furią rzuciłem się ku mojemu prześladowcy, ten jednak zmienił się w mglisty
obłoczek. Stopniowo dostrzegałem u siebie proces znikania, w końcu około 22 zniknąłem
z widzialnej formy. Stałem się obłoczkiem, mgłą. Mój dżin wyczuł od razu co się
dzieje, podleciał do mnie i grzecznie się przywitał. Wyjaśnił mi, że teraz ja
będę wiódł bezpostaciowy żywot w słoiku jako nowy dżin.
Bardzo zacnie! Podobała mi się ta dawka groteski, którą zapewniłeś w swoim opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)