Dzień 7.
Mężczyzna wiedział już, że ten dzień stanie się końcem jego lęków wszelkiego typu. Pobudka, porcja leków na pobudzenie do życia, wszystko zadziałało zaskakująco dobrze. Świadomość końca problemów nastrajała go dobrze. Rzut oka na korytarz, nikogo, można wyjść i wrzucić opakowania do szybu windy. Ekscytacja po tym czynie była jak najsłodszy nektar. Decyzja została podjęta, droga biegła tylko w jedną stronę.
Bohater zmusił się jeszcze do wyjścia na miasto. Rzut oka na zachód Słońca, idealne dopełnienie jego kresu, jego wędrówki.
Po powrocie do mieszkania spojrzał jeszcze na swoje ulubione książki. Wybrał jedną, zupełnie losowo. Otworzył mniej więcej w połowie. Słowa uderzyły go z mocą pioruna, brzmiały ,,Drobna uwaga. Na pewno umrzecie". Mężczyzna podszedł do blatu w kuchni, nalał sobie wody i łyknął garść leków. Gdy zaszumiało mu lekko w głowie otworzył drzwi. Nie wiadomo czemu, chciał wołać o pomoc, szukał ratunku? Wyszedł na korytarz, leki działały coraz mocniej. Bohater przeszedł kilka kroków, upadł, a ręce powędrowały w kierunku windy. Palce zagłębiły się w szczelinę szybu. Ostatnią rzeczą jaką zapamiętał mężczyzna był prostokąt światła od mieszkania sąsiadki.
Najlepsze są jednak wścibskie sąsiadki: darmowy monitoring i najświeższe wiadomości. 👍
OdpowiedzUsuńTo nie mogło skończyć się inaczej. Wie to każdy, kto ma choćby podstawową wiedzę o niektórych chorobach. Kwestią było tylko, ile powstanie odcinków tego opowiadania.
OdpowiedzUsuń