Dzień 6.
Mieszkanie zmieniło się w coś na kształt biura, biura przepisywacza tekstów. Bohater rozrzucił wokół siebie kosmos papieru, kulki zmięte, płaskie kartki, kartki puste i zapisane. Istny kosmos, z planetami, drogami gwiezdnymi, chaos zmierzający w samozniszczenie.
Mężczyzna po wielu próbach skończył swój list. Włożył go do najpiękniejszej koperty jaką miał w domu. Po tym wyjął butelkę wódki. Zaczął pić, roniąc przy tym łzy.
Życie niczym film przesuwało się przed jego oczami. Klęski, zagłady, błędy prowadzące do katastrof, wszystko co złe pojawiło się w jednej chwili w umyśle. Nic pozytywnego, nic co mogłoby go przytrzymać na powierzchni. Wiedział już, że tonie, a ludzie na brzegu patrzą w inną stronę, nie widząc topielca.
Mężczyzna położył się, alkohol zbliżał go do bezczasu, nic nie miało znaczenia poza bólem. Zwinięty jak embrion zaczął wymyśloną podróż wewnątrz siebie, w rzeczywistości nie dopuscił nigdy nikogo do swojego wnętrza. Nawet samego siebie.
"...w rzeczywistości nie dopuscił nigdy nikogo do swojego wnętrza. Nawet samego siebie." Przejmujące!
OdpowiedzUsuń