Komisarz odłożył na później kwestie jedzenia, trudno, najwyżej zamówi sobie pizzę na komisariat. Wrócił do swojego pokoju, odgarnął stosy akt, nalał sobie kubek kawy i zagłębił się w rozmyślaniu. Po chwili dotarło do jego uszu ciche pukanie, to pewnie ta Aśka, nowa policjantka przeleciało mu przez myśl. Niestety to nie była Aśka, tylko jego szwagier. Zaczął swoją wizytę od nieskładnego opisu, jak to koledzy Walczaka trzymali go w celi ponad 48 godzin. Gdy komisarz spróbował mu przerwać, tamten spytał się co zdarzyło się na plaży, widział bowiem dość pokaźny tłum gapiów. Oczywiście nie mógł odpowiedzieć mu ze wszystkimi szczegółami, coś jednak podpowiedziało mu, by jednak zapytać tego padalca, czy nie widział nic podejrzanego ostatnio. - A i owszem, odrzekł, Słoneczko coś niemrawo sobie poczyna, biznes się nie kręci, poza tym te gnidy noszące na plaży wszelkie dobra do jedzenia i picia nie są konkurencją godną mojej osoby. -Niestety ich oferta wygrywa na coraz większej ilości frontów. Walczak spróbował delikatnie nakierować szwagra, w końcu, bingo, coś jednak ta szuja widzi, poza czubkiem własnego nosa, pomyślał nasz bohater. Szwagier zauważył kilka dni temu jak jakiś obwieś próbuje włamać się do jego budki z hot-dogami. Rzucił się za nim, jednak tamten zdążył uciec. Jedyne co po nim zostało to rachunek z hotelu, w miejscowości leżącej w połowie drogi nad morze z gór. Kolejnym krokiem szwagra było zagłuszenie emocji alkoholem, pobił się z takim jednym, Ryśkiem, dlatego trafił na dołek. Komisarz obiecał tej gnidzie społecznej, że zajmie się jego przetrzymaniem w celi, dostał bowiem drugi element do układanki. Na początku postanowił jednak udać się do biblioteki, może ta karta wystawiona na dziewczynę, może miejscową, może nie, okaże się pomocna. Kilka razy korzystał już z pomocy Halinki, szczególnie, by sprawdzić alibi różnego kalibru przestępców. Tym razem nie pomogła za wiele, jedynie co, mogła stwierdzić, że karta została założona wczasowiczce, jakiś rok temu, książek od tamtej pory nikt nie zwracał, ani nie wypożyczał. Walczak podziękował Halince jak najładniej umiał, choć w środku cały się gotował. Nie uśmiechała mu się podróż licząca bez mała 350 kilometrów. Jednak sytuacja tego wymagała.
Rozdział 4.
Dojechał do wskazanej przez hotelowy rachunek miejscowości grubo po 18. –Świetnie, pomyślał, mogę nie trafić na nikogo, kto pomoże mi choć trochę w zbliżeniu się do rozwiązania tej dziwnej sprawy. Jego czarnowidztwo nie sprawdziło się jednak, pracownik recepcji dość sprawnie wyszukał w komputerze przydatne informacje. Denat znaleziony na plaży mógł nazywać się Janusz Wojtczyk, 38 lat, z okolic Katowic. Niestety poza tymi danymi nic nie mogło potwierdzić tej tezy. Zapis z monitoringu został już wykasowany, nawet nie uda się sprawdzić, czy zmarły naprawdę był w hotelu. Walczakowi zostało przenocować i z samego rana wyruszyć do domu Wojtczyka, dowiedzieć się o nim coś więcej.
Pozdrawiam!
Cieszę się, że tak uważasz [kwestia czytania i pisania] :-D
OdpowiedzUsuńRównież raduje mnie, że "Twonk" Cię ujął.
Nie wiem, czy zamieszczałeś już "Śmierć nad Bałtykiem" - nawet jeśli, to nie szkodzi. Fabuła jest świetna i postacie zapowiadają się nieźle. Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów :-D
Pozdrawiam Serdecznie!