Dziś kolejny zapis chwili, a także emocji jej towarzyszących.
,,Czasem kradnę słowa"
Sufituję ukradkiem,
Ciemność utrudnia zadanie,
Jednym okiem jednak patrzę na tego,
Cerbera z osiedla, drugim kradnę słowa.
O, już mam coś o śmierdzących kwiatach,
Cóż za poezja, przewrotność kosmiczna,
Wszystko się miesza ze sobą.
Zapadam się w łóżko,
Jestem już kilka godzin obok,
Znów mogę na nowo,
Od początku kraść słowa.
1.05.2019
Pozdrawiam!
30.12.2019
27.12.2019
Martwy faun.
Dziś wiersz niezwykły, zawierający w sobie pewnego rodzaju przewrotną myśl. Z jednej strony w lesie widać martwego fauna, z drugiej jest zaprzeczenie istnienia jednorożców. A przecież jedne i drugie istoty są na równi nierzeczywiste.
,,Martwy faun"
Znaleźli go w lesie przy drzewie,
W brzuchu pustka ziała,
Obok niej róg, jakby znany z widzenia,
Chociaż to niemożliwe w sumie.
Jednorożce przecież nie istnieją...
26.11.2019
Pozdrawiam!
,,Martwy faun"
Znaleźli go w lesie przy drzewie,
W brzuchu pustka ziała,
Obok niej róg, jakby znany z widzenia,
Chociaż to niemożliwe w sumie.
Jednorożce przecież nie istnieją...
26.11.2019
Pozdrawiam!
24.12.2019
Karnawałowa noc.
Dziś wiersz będący swoistym zapisem chwili, zainspirowany sztuką.
Dla S.J.
,,Karnawałowa noc"
Wyszliśmy z balu akurat,
Księżyc wysoko na niebie,
Podkreśla swymi promieniami,
Swoiste niedopasowanie nasze.
Bo jak można traktować poważnie,
Ludzi lubiących chodzić nocą,
W przebraniach ze znanych wszystkim,
Na całym chyba świecie opowieści.
On jako Arlekin,
(Chociaż z daleka słabo widać),
Ona jako Kolombina.
Między nimi specjalnie nie ma nic,
Idą w poświacie Księżyca,
To właściwe na tyle.
14.04.2019
Pozdrawiam!
Dla S.J.
,,Karnawałowa noc"
Wyszliśmy z balu akurat,
Księżyc wysoko na niebie,
Podkreśla swymi promieniami,
Swoiste niedopasowanie nasze.
Bo jak można traktować poważnie,
Ludzi lubiących chodzić nocą,
W przebraniach ze znanych wszystkim,
Na całym chyba świecie opowieści.
On jako Arlekin,
(Chociaż z daleka słabo widać),
Ona jako Kolombina.
Między nimi specjalnie nie ma nic,
Idą w poświacie Księżyca,
To właściwe na tyle.
14.04.2019
Pozdrawiam!
21.12.2019
Okropna procesja.
Dziś wiersz o procesji, która nie wiadomo czy jest prawdziwa czy powstała tylko w mej głowie.
,,Okropna procesja"
Stoję na chodniku,
Patrzę na okropną procesję,
Tłum nie do policzenia,
Na czele kilka osób niesie,
Tron, z mumią jakiegoś mnicha.
Ludzie dookoła mnie,
Próbują tłumaczyć coś,
Łącząc jedyne znane im,
Wyrazy angielskie,
Ze wszystkimi innymi,
Jakie znają w obcych językach.
Nie wiem nadal po co tak idą,
Nie wiem też po co ten mnich,
Widać to jakiś dziwny rytuał,
Idę sobie.
Pora pić.
22.02.2019
Pozdrawiam!
,,Okropna procesja"
Stoję na chodniku,
Patrzę na okropną procesję,
Tłum nie do policzenia,
Na czele kilka osób niesie,
Tron, z mumią jakiegoś mnicha.
Ludzie dookoła mnie,
Próbują tłumaczyć coś,
Łącząc jedyne znane im,
Wyrazy angielskie,
Ze wszystkimi innymi,
Jakie znają w obcych językach.
Nie wiem nadal po co tak idą,
Nie wiem też po co ten mnich,
Widać to jakiś dziwny rytuał,
Idę sobie.
Pora pić.
22.02.2019
Pozdrawiam!
18.12.2019
Ukryta saksofonistka.
Dziś wiersz o tym jak dawno wypowiedziane słowa mogą zaważyć na naszym zachowaniu. Nawet przy pozornym osiągnięciu sukcesu.
,,Ukryta saksofonistka"
Wszyscy od zawsze mówili jej,
Że grą na instrumencie nic nie zrobi,
Skończy gdzieś między mostami,
Nad rzeką Hudson.
Ona jednak kryła się ze swoim saksofonem,
Gdzie tylko możliwe,
By grać.
Teraz osiągnęła wszystko,
Pojawia się u największych.
Mimo to, przed swoim popisem,
Lubi w skrytości sobie pograć .
2.07.2019
Pozdrawiam!
,,Ukryta saksofonistka"
Wszyscy od zawsze mówili jej,
Że grą na instrumencie nic nie zrobi,
Skończy gdzieś między mostami,
Nad rzeką Hudson.
Ona jednak kryła się ze swoim saksofonem,
Gdzie tylko możliwe,
By grać.
Teraz osiągnęła wszystko,
Pojawia się u największych.
Mimo to, przed swoim popisem,
Lubi w skrytości sobie pograć .
2.07.2019
Pozdrawiam!
15.12.2019
Wampiry wege.
Dziś wiersz przedstawiający miłe wampiry. Żywiące się strawą wegetariańską.
,,Wampiry wege"
Wampiry wege niby ćmy,
W swych szatach ognistych,
Nie piją krwi, brzydzą się nią,
Lubią za to owoce.
Słomki wbijają w słodką strawę,
Unosi je smak arbuza,
Ekstaza lepsza niż ta pradawna,
Wrażenia dłużej trwają.
Wampiry wege miłe są,
W swych szatach tak jak ćmy.
Wampiry wege miłe są,
Czekają na przyjaciół.
6.08.2019
Pozdrawiam!
,,Wampiry wege"
Wampiry wege niby ćmy,
W swych szatach ognistych,
Nie piją krwi, brzydzą się nią,
Lubią za to owoce.
Słomki wbijają w słodką strawę,
Unosi je smak arbuza,
Ekstaza lepsza niż ta pradawna,
Wrażenia dłużej trwają.
Wampiry wege miłe są,
W swych szatach tak jak ćmy.
Wampiry wege miłe są,
Czekają na przyjaciół.
6.08.2019
Pozdrawiam!
12.12.2019
Trzy śmierci.
Dziś wiersz w wymowie powiązany nieco z Meksykiem. Tam bowiem śmierć ma dość bliską relację z ludźmi (w sumie to nawet logiczne).
,,Trzy Śmierci"
Trzy różne Śmierci siedzą w barze,
Pijąc whisky prześcigają się,
W swoich metodach pracy.
Paru pozostałych gości,
Patrzy z mieszanką uczuć,
Na te kościotrupy okropne.
Wchodzę i ja do tej jaskini,
Miejsca dziwnych spraw,
Duszno do granic możliwości,
Fioletowy facet przy kontuarze,
I czarny kot.
Dopełnieniem wrażeń.
2.07.2019
Pozdrawiam!
,,Trzy Śmierci"
Trzy różne Śmierci siedzą w barze,
Pijąc whisky prześcigają się,
W swoich metodach pracy.
Paru pozostałych gości,
Patrzy z mieszanką uczuć,
Na te kościotrupy okropne.
Wchodzę i ja do tej jaskini,
Miejsca dziwnych spraw,
Duszno do granic możliwości,
Fioletowy facet przy kontuarze,
I czarny kot.
Dopełnieniem wrażeń.
2.07.2019
Pozdrawiam!
9.12.2019
Sensacyjne wieści.
Dziś wiersz będący zapisem jakiegoś, bliżej nieokreślonego impulsu w mojej mózgownicy.
Dla S.J.
,,Sensacyjne wieści"
Przyniosłem to dziwne pudełko,
O którym mówiłem tyle razy,
Nasze żarówki zaświecić mogą,
Gdy zajrzysz do środka.
Dawno, bardzo dawno nie widziałem,
Ciebie w takim stanie,
Patrzysz na szkielet,
Umiał kiedyś latać.
Ikar z Dedalem śmieją się ukradkiem.
3.03.2019
Pozdrawiam!
Dla S.J.
,,Sensacyjne wieści"
Przyniosłem to dziwne pudełko,
O którym mówiłem tyle razy,
Nasze żarówki zaświecić mogą,
Gdy zajrzysz do środka.
Dawno, bardzo dawno nie widziałem,
Ciebie w takim stanie,
Patrzysz na szkielet,
Umiał kiedyś latać.
Ikar z Dedalem śmieją się ukradkiem.
3.03.2019
Pozdrawiam!
6.12.2019
Sytuacja koncertowa.
Dziś wiersz opowiadający o tym, jak mógłby wyglądać koncert ze mną w roli wokalisty.
,,Sytuacja koncertowa"
Stoję przy mikrofonie,
W sobie się boję,
Że nic więcej z siebie nie wyduszę,
Poza jękiem starej krewetki.
Ach, ach, wielki ten strach,
Ach, ach co za okropny strach.
Muzycy za mną krzyczą,
Ja ich zupełnie nie słyszę,
Zbliżam usta do mikrofonu,
Znów bardzo się boję.
Ach, ach, wielki ten strach,
Ach, ach co za okropny strach.
Publiczność rzuca w naszą stronę,
Wyzwiska zmieszane w butelkach,
Uchylać się trzeba, uciekać,
A ja tam cały czas stoję.
Ach, ach, wielki ten strach,
Ach, ach co za okropny strach.
W końcu, po wielu minutach,
Z ust wydobywa się dźwięk,
Fałszywy, bardzo niski,
Odgłos deptanej krewetki.
Ach, ach, wielki ten strach,
Ach, ach co za okropny strach.
7.09.2019
Pozdrawiam!
,,Sytuacja koncertowa"
Stoję przy mikrofonie,
W sobie się boję,
Że nic więcej z siebie nie wyduszę,
Poza jękiem starej krewetki.
Ach, ach, wielki ten strach,
Ach, ach co za okropny strach.
Muzycy za mną krzyczą,
Ja ich zupełnie nie słyszę,
Zbliżam usta do mikrofonu,
Znów bardzo się boję.
Ach, ach, wielki ten strach,
Ach, ach co za okropny strach.
Publiczność rzuca w naszą stronę,
Wyzwiska zmieszane w butelkach,
Uchylać się trzeba, uciekać,
A ja tam cały czas stoję.
Ach, ach, wielki ten strach,
Ach, ach co za okropny strach.
W końcu, po wielu minutach,
Z ust wydobywa się dźwięk,
Fałszywy, bardzo niski,
Odgłos deptanej krewetki.
Ach, ach, wielki ten strach,
Ach, ach co za okropny strach.
7.09.2019
Pozdrawiam!
3.12.2019
Zazdrość.
Dziś wiersz o tym jak silną emocją bywa zazdrość.
,,Zazdrość"
Patrzę z zazdrością,
Na ten piękny dom,
Gdzie płomienie kominka,
Ocieplają wnętrze.
Rodzina pełna miłości,
Siada do kolacji,
Pyszne dania sporządzone,
Przez wszystkich domowników.
Patrzę z zazdrością na ten piękny dom,
Mój grzech przeradza się w fobię,
Wyolbrzymiony do granic.
Już piekielny smok wciąga mnie,
Wsysa do piekła.
Jednak ostatkiem sił,
Patrzę jeszcze raz,
Z ostateczną zazdrością na ten dom.
24.07.2019
Pozdrawiam!
,,Zazdrość"
Patrzę z zazdrością,
Na ten piękny dom,
Gdzie płomienie kominka,
Ocieplają wnętrze.
Rodzina pełna miłości,
Siada do kolacji,
Pyszne dania sporządzone,
Przez wszystkich domowników.
Patrzę z zazdrością na ten piękny dom,
Mój grzech przeradza się w fobię,
Wyolbrzymiony do granic.
Już piekielny smok wciąga mnie,
Wsysa do piekła.
Jednak ostatkiem sił,
Patrzę jeszcze raz,
Z ostateczną zazdrością na ten dom.
24.07.2019
Pozdrawiam!
30.11.2019
Rytuał opuszczania głów.
Dziś wiersz o tych, którzy potrafią mamić, wykorzystywać innych pod złudnym płaszczem pseudo religii (albo wykorzystując prawdziwe wierzenia do swych niecnych celów).
,,Rytuał opuszczenia głów"
Głowy powoli chylą się w rytm,
Magicznych dźwięków bębna,
Potem głos maga czy kogoś w tym stylu,
Napełnia wszystkich nadzieją.
Głowy w dół szybko mkną jak kolejka,
Wszyscy mówią tak samo,
Mag czy też ktoś w takim stylu,
Zarządza teraz myślami.
Raz, dwa, dawajcie swoje pieniądze,
Do dna kieszenie opróżnię,
W mózgu zaszczepię tragedii ziarno,
Nic już nie będzie jak dawniej.
Chodźcie tu do mnie, wszyscy w kolejkę,
Wyjaśnię wszystko, co jest nie jasne,
Świat cały Wam dziś wytłumaczę.
Głowy spuszczone, usta skrzywione,
Magiczne mamroczą słowa,
Mag czy też ktoś w tym rodzaju,
Ma już nad nimi władzę.
Głowy spuszczone, oczy nie widzą,
Umysły nie chcą wiedzieć,
Co może mag czy ktoś w tym rodzaju,
Zrobić z dobrym człowiekiem.
1.04.2019
Pozdrawiam!
,,Rytuał opuszczenia głów"
Głowy powoli chylą się w rytm,
Magicznych dźwięków bębna,
Potem głos maga czy kogoś w tym stylu,
Napełnia wszystkich nadzieją.
Głowy w dół szybko mkną jak kolejka,
Wszyscy mówią tak samo,
Mag czy też ktoś w takim stylu,
Zarządza teraz myślami.
Raz, dwa, dawajcie swoje pieniądze,
Do dna kieszenie opróżnię,
W mózgu zaszczepię tragedii ziarno,
Nic już nie będzie jak dawniej.
Chodźcie tu do mnie, wszyscy w kolejkę,
Wyjaśnię wszystko, co jest nie jasne,
Świat cały Wam dziś wytłumaczę.
Głowy spuszczone, usta skrzywione,
Magiczne mamroczą słowa,
Mag czy też ktoś w tym rodzaju,
Ma już nad nimi władzę.
Głowy spuszczone, oczy nie widzą,
Umysły nie chcą wiedzieć,
Co może mag czy ktoś w tym rodzaju,
Zrobić z dobrym człowiekiem.
1.04.2019
Pozdrawiam!
27.11.2019
Słowa i zdania.
Dziś wiersz o tym jak powstawać mogą wiersze.
Dla S.J.
,,Słowa i zdania"
Słowo wpada do głowy,
Łączy się z innymi tworząc zdania,
Razem lecą sobie,
Rozpalają styki,
Tworzy się pomysł zupełnie nowy.
Następny etap, szlifowanie kantów,
Sos do tego, sałata,
Wszystko mija zatem,
Na koniec jeszcze etap,
Kontroli jakości,
Po niej wiersz jest gotowy,
Czeka na gości.
Czytelnik go odbiera na różnych poziomach,
Czuję dumę w sobie,
A czasem i złość,
Słowa w zdania, te w wiersze.
Cóż więcej potrzeba?
20.01.2019
Pozdrawiam!
Dla S.J.
,,Słowa i zdania"
Słowo wpada do głowy,
Łączy się z innymi tworząc zdania,
Razem lecą sobie,
Rozpalają styki,
Tworzy się pomysł zupełnie nowy.
Następny etap, szlifowanie kantów,
Sos do tego, sałata,
Wszystko mija zatem,
Na koniec jeszcze etap,
Kontroli jakości,
Po niej wiersz jest gotowy,
Czeka na gości.
Czytelnik go odbiera na różnych poziomach,
Czuję dumę w sobie,
A czasem i złość,
Słowa w zdania, te w wiersze.
Cóż więcej potrzeba?
20.01.2019
Pozdrawiam!
24.11.2019
Nowe rozmowy.
Dziś wiersz złożony z obserwacji, moich doświadczeń i skeczu kabaretu Hrabi (pt. ,,Przez telefon").
,,Nowe rozmowy"
Boję się rozmowy na żywo,
Tak twarzą w twarz,
Usiądźmy więc pod drzewem,
Wyciągnijmy telefony,
By powiedzieć sobie parę ważnych słów.
Nowa rozmowa klei się doskonale,
Można dodać do niej zabawne buźki,
Nawet filmik nagrać.
Zbliża się czas,
Zbliża się czas ostateczny,
Trzeba po ładowarkę iść,
Bez niej rozmowa stanie się,
Niemożliwością.
Nowe rozmowy,
Na nowe, dziwne czasy.
6.04.2019
Pozdrawiam!
,,Nowe rozmowy"
Boję się rozmowy na żywo,
Tak twarzą w twarz,
Usiądźmy więc pod drzewem,
Wyciągnijmy telefony,
By powiedzieć sobie parę ważnych słów.
Nowa rozmowa klei się doskonale,
Można dodać do niej zabawne buźki,
Nawet filmik nagrać.
Zbliża się czas,
Zbliża się czas ostateczny,
Trzeba po ładowarkę iść,
Bez niej rozmowa stanie się,
Niemożliwością.
Nowe rozmowy,
Na nowe, dziwne czasy.
6.04.2019
Pozdrawiam!
21.11.2019
Ponad wszystkimi.
Dziś wiersz o tym jak ofiara może po pewny czasie znaleźć drogę do zemsty. A także jak silna może być chęć odwetu za dawne krzywdy.
,,Ponad wszystkimi"
Jestem ponad wszystkimi,
Wielka i nie do dotknięcia,
Można powiedzieć, że jestem poza,
Czasem i przestrzenią.
W ręku jednym miecz wielki,
W drugim ręku waga,
Ważę wpierw winy wszystkie,
A potem wymierzam kary.
W przeszłości słowa raniły,
Pięści krwią malowały,
Dziś nastał czas zapłaty.
Strzeżcie się wszyscy źli,
Co innych chcą zniszczyć łatwo,
Czas zemsty, okrutna godzina,
Zapłata będzie wspaniała.
2.07.2019
Pozdrawiam!
,,Ponad wszystkimi"
Jestem ponad wszystkimi,
Wielka i nie do dotknięcia,
Można powiedzieć, że jestem poza,
Czasem i przestrzenią.
W ręku jednym miecz wielki,
W drugim ręku waga,
Ważę wpierw winy wszystkie,
A potem wymierzam kary.
W przeszłości słowa raniły,
Pięści krwią malowały,
Dziś nastał czas zapłaty.
Strzeżcie się wszyscy źli,
Co innych chcą zniszczyć łatwo,
Czas zemsty, okrutna godzina,
Zapłata będzie wspaniała.
2.07.2019
Pozdrawiam!
18.11.2019
Śmierć gladiatora.
Dziś wiersz wyrażający możliwe myśli umierającego na arenie gladiatora.
,,Śmierć gladiatora"
W boku moim rana zieje,
Jej otchłań zabiera życie,
Błądzą moje oczy,
Szukają wśród tłumu zrozumienia.
Śmierć kroczy bezszelestnie,
Już usta zbliża do ust moich,
Świadomość odpływa sobie,
Dusza wyrywa się z ciała.
Mój wróg, przeciwnik koszmarny,
Nad moim trupem muskuły pręży,
Wiem już na pewno,
Śmierć kiedyś i po niego przyjdzie.
22.02.2019
Pozdrawiam!
,,Śmierć gladiatora"
W boku moim rana zieje,
Jej otchłań zabiera życie,
Błądzą moje oczy,
Szukają wśród tłumu zrozumienia.
Śmierć kroczy bezszelestnie,
Już usta zbliża do ust moich,
Świadomość odpływa sobie,
Dusza wyrywa się z ciała.
Mój wróg, przeciwnik koszmarny,
Nad moim trupem muskuły pręży,
Wiem już na pewno,
Śmierć kiedyś i po niego przyjdzie.
22.02.2019
Pozdrawiam!
15.11.2019
Wysłannicy z nutą elegancji.
Dziś parę słów o tym jak rządy pozwalają legalnie wyniszczać się swoim obywatelom.
,,Wysłannicy z nutą elegancji"
Wysłannicy z nutą elegancji,
Przychodzą najczęściej pod koniec,
Dnia, gdy światło łączy się z mrokiem.
Niosą ze sobą trucizny,
Dozwolone przez chyba każdy rząd.
Częstują papierosem, winem słodkim,
Do tego umilają czas rozmową.
Po paru wizytach to sami ludzie,
Szukają z nimi kontaktu,
Chcą więcej dżentelmenów,
Z ich wspaniałymi rzeczami.
Dziś już idą, odwiedzą te same osoby,
Słońce gra magicznie na krawędzi,
Kieliszka z winem,
A na chodniku leży kobieta,
Cała pijana już czeka.
2.07.2019
Pozdrawiam!
12.11.2019
Posąg niedźwiedzia.
Dziś wiersz łączący w sobie elementy związane z Japonią ogólnie i sztuką.
,,Posąg niedźwiedzia"
W mieście Mitaka niedaleko Tokio,
Przed jednym ze sklepów stoi,
Posąg niedźwiedzia.
W łapie ma słoik, a w nim zamknięto,
Tysiące sztucznych świetlików.
Robią na przychodniach wielkie wrażenie,
Tak duże, że naprawdę wielu,
Zagląda za kotarę,
Do sklepu z pamiątkami.
19.05.2019
Pozdrawiam!
,,Posąg niedźwiedzia"
W mieście Mitaka niedaleko Tokio,
Przed jednym ze sklepów stoi,
Posąg niedźwiedzia.
W łapie ma słoik, a w nim zamknięto,
Tysiące sztucznych świetlików.
Robią na przychodniach wielkie wrażenie,
Tak duże, że naprawdę wielu,
Zagląda za kotarę,
Do sklepu z pamiątkami.
19.05.2019
Pozdrawiam!
9.11.2019
Zgubne przekonanie.
Dziś wiersz dotyczący tego czy będąc jedynie duszą człowiek może nadal widzieć co dzieje się np. z jego rodziną.
Dla S.J.
,,Zgubne przekonanie"
Sądzicie, że nic nie wiem,
Co dzieje się codziennie,
Bo jak to mówicie,
,,Tam nic nie ma,
Stamtąd nic nie widać".
Zgubne myślenie.
Widzę wszystko,
Chociaż jestem w ziemi,
Widzę jak pijesz dużo,
Z butelek dom można zrobić,
Widzę wszystkie kłótnie,
Grzechy małe i większe.
Nie mam tylko jak dać do zrozumienia,
Że takie głupie myślenie,
Jest błędem.
Pamiętajcie, widzę stamtąd wszystko.
20.07.2019
Pozdrawiam!
Dla S.J.
,,Zgubne przekonanie"
Sądzicie, że nic nie wiem,
Co dzieje się codziennie,
Bo jak to mówicie,
,,Tam nic nie ma,
Stamtąd nic nie widać".
Zgubne myślenie.
Widzę wszystko,
Chociaż jestem w ziemi,
Widzę jak pijesz dużo,
Z butelek dom można zrobić,
Widzę wszystkie kłótnie,
Grzechy małe i większe.
Nie mam tylko jak dać do zrozumienia,
Że takie głupie myślenie,
Jest błędem.
Pamiętajcie, widzę stamtąd wszystko.
20.07.2019
Pozdrawiam!
6.11.2019
Zmęczenie mistrza.
Dziś parę słów o tak przyziemnej sprawie jak zwyczajne zmęczenie codziennymi zadaniami.
,,Zmęczenie mistrza"
Zmęczenie może przyjść tak szybko,
Bez zaproszenia i bez chęci,
Ze strony osób czy też grup ich,
Dotyka macką nawet wielkich.
Siedzę zmęczony, ja mistrz stary,
Wkoło tłum uczniów, grupy mędrców,
Będziemy długo dyskutować,
Na bardzo trudne dnia tematy.
Duch mój nie jest tam obecny,
Wędruje sobie, tak daleko,
Przyroda kusi i kołysze,
Moją duszę tak zmęczoną.
Nikt się nie pyta, nikt nic nie chce,
Idylla mówiąc w wielkim skrócie.
Do życia budzi mnie asystent,
Mówi mi coś o działaniu,
Dusza i ciało znów złączone,
Męczyć się długo będę musiał.
18.02.2019
Pozdrawiam!
,,Zmęczenie mistrza"
Zmęczenie może przyjść tak szybko,
Bez zaproszenia i bez chęci,
Ze strony osób czy też grup ich,
Dotyka macką nawet wielkich.
Siedzę zmęczony, ja mistrz stary,
Wkoło tłum uczniów, grupy mędrców,
Będziemy długo dyskutować,
Na bardzo trudne dnia tematy.
Duch mój nie jest tam obecny,
Wędruje sobie, tak daleko,
Przyroda kusi i kołysze,
Moją duszę tak zmęczoną.
Nikt się nie pyta, nikt nic nie chce,
Idylla mówiąc w wielkim skrócie.
Do życia budzi mnie asystent,
Mówi mi coś o działaniu,
Dusza i ciało znów złączone,
Męczyć się długo będę musiał.
18.02.2019
Pozdrawiam!
3.11.2019
Do Don Kichota.
Wiersz powstał pod wpływem moich rozmyślań o Don Kichocie.
,,Do Don Kichota"
Ciekawy jestem czy dziś,
Tak jak dawniej dałbyś sobie radę,
W końcu wrogów o wiele więcej,
Na świecie.
Wszystko mechaniczne, techniczne,
Groźne.
Jak na koniu walczyć z tym wszystkim,
Don Kichocie, jak dałbyś sobie radę,
Z tym wszystkim?
Wybranka serca podobna do innych,
Wiele elementów sztucznych,
Don Kichocie, jak byś mógł ją kochać?
Pytania mnożą się w nieskończoność,
Don Kichocie, ciesz się, że nie jesteś,
Rycerzem współczesności.
9.01.2019
Pozdrawiam!
,,Do Don Kichota"
Ciekawy jestem czy dziś,
Tak jak dawniej dałbyś sobie radę,
W końcu wrogów o wiele więcej,
Na świecie.
Wszystko mechaniczne, techniczne,
Groźne.
Jak na koniu walczyć z tym wszystkim,
Don Kichocie, jak dałbyś sobie radę,
Z tym wszystkim?
Wybranka serca podobna do innych,
Wiele elementów sztucznych,
Don Kichocie, jak byś mógł ją kochać?
Pytania mnożą się w nieskończoność,
Don Kichocie, ciesz się, że nie jesteś,
Rycerzem współczesności.
9.01.2019
Pozdrawiam!
31.10.2019
Czerwona postać.
Dziś wiersz inspirowany dziełem Zdzisława Beksińskiego.
,,Czerwona postać"
Czerwona postać roztapia się w biegu,
Czas bieg, wszystko płynne,
Skale kolorów jednolite,
Czerwień, wszędzie ta czerwień.
22.02.2019
Pozdrawiam!
,,Czerwona postać"
Czerwona postać roztapia się w biegu,
Czas bieg, wszystko płynne,
Skale kolorów jednolite,
Czerwień, wszędzie ta czerwień.
22.02.2019
Pozdrawiam!
28.10.2019
Ciemna postać w zaułku.
Dziś kolejna próba łączenia sztuki (malarstwa) z moją interpretacją tego, co malarz chciał przekazać.
Dla S.J.
,,Ciemna postać w zaułku"
Zapędzili ciemną postać,
Do zaułku, jej zachowanie,
Postawa, pełne są strachu.
Wielkie oczy patrzą na oprawców,
Szukają człowieczeństwa.
Oni jednak mają zabawę,
Zniszczą postać do cna.
W końcu muszą się jakoś przed samymi
Sobą popisać.
2.07.2019
Pozdrawiam!
Dla S.J.
,,Ciemna postać w zaułku"
Zapędzili ciemną postać,
Do zaułku, jej zachowanie,
Postawa, pełne są strachu.
Wielkie oczy patrzą na oprawców,
Szukają człowieczeństwa.
Oni jednak mają zabawę,
Zniszczą postać do cna.
W końcu muszą się jakoś przed samymi
Sobą popisać.
2.07.2019
Pozdrawiam!
25.10.2019
Amator.
Dziś wiersz będący połączeniem inspiracji obrazem z własnymi myślami.
,,Amator"
Długie godziny spędzone z pędzlem,
W ręku, na płótnie nic jednak nie widać,
Żona próbuje dojrzeć me intencje,
Nawet z dłoni zrobiła lunetę.
Może w taki sposób przedziwny,
Zobaczy coś, czego ja nie widzę,
Za jej namową, a także inspiracją,
Zostanę wielkim już za życia.
22.02.2019
Pozdrawiam!
,,Amator"
Długie godziny spędzone z pędzlem,
W ręku, na płótnie nic jednak nie widać,
Żona próbuje dojrzeć me intencje,
Nawet z dłoni zrobiła lunetę.
Może w taki sposób przedziwny,
Zobaczy coś, czego ja nie widzę,
Za jej namową, a także inspiracją,
Zostanę wielkim już za życia.
22.02.2019
Pozdrawiam!
22.10.2019
Absurdalne sceny.
Dziś kolejny wiersz inspirowany współczesnym malarstwem.
,,Absurdalne sceny"
Kot na krześle siedzi,
Paląc papierosa,
W tak zwanej przerwie,
Między dymkami,
Mówi coś do małego,
Absurdalnie małego konika.
Konik siedzi na kanapie,
Paląc papierosa,
Odpowiada kotu.
Muszę chyba wyjść,
Odetchnąć świeżym powietrzem.
24.07.2019
Pozdrawiam!
,,Absurdalne sceny"
Kot na krześle siedzi,
Paląc papierosa,
W tak zwanej przerwie,
Między dymkami,
Mówi coś do małego,
Absurdalnie małego konika.
Konik siedzi na kanapie,
Paląc papierosa,
Odpowiada kotu.
Muszę chyba wyjść,
Odetchnąć świeżym powietrzem.
24.07.2019
Pozdrawiam!
19.10.2019
Coś się dzieje.
Dziś wiersz powstały z frazy powtarzanej wielokrotnie w treści. Czasem mam momenty, gdy wymyślam kawałek tekstu, który rozrasta się w dość dziwaczny sposób.
Dla S.J.
,,Coś się dzieje"
Dłonie kreślą dziwne symbole,
O! Ludzie,
Chyba płonę.
Wznosi mnie wiatr do chmur,
Znikam, by znów się połączyć,
Sam w sobie i poza mną,
Coś się dzieje ktoś powie.
Dłonie kreślą dziwne symbole,
O! Ludzie,
Patrzcie jak płonę.
Wyżej, wyżej od każdego jestem,
Coraz dziwniej wszystko wygląda,
Kształty zmienne, gdy głowę schylam,
Inne już, gdy ją podnoszę.
Dłonie kreślą dziwne symbole,
O! Ludzie patrzcie jak płonę.
Garść popiołu została po mnie,
Życie w skrócie, życie po życiu,
Chmury przyjmą takiego gościa,
Noga dynda, droga tak prosta,
W dłoni trzymam malutki flet,
Tuman pyłu grający jazz.
Znów złożony w całość się staję,
Gram melodię, dla nich to mało.
Znów dłonie kreślą symbole,
Krzyk odległy, bardzo się boję,
Znów zamieni mnie ogień w popioły,
Wstanę z nich, podniosę swą głowę.
Flet do ręki wezmę fikuśny,
Fałsz za fałszem niesie się w puszczy,
W dżungli miasta albo i życia,
Idę grając, ot tajemnica.
Dziwne dłonie nie kreślą symboli,
Śpię spokojnie, już się nie boję.
16.03.2019
Pozdrawiam!
Dla S.J.
,,Coś się dzieje"
Dłonie kreślą dziwne symbole,
O! Ludzie,
Chyba płonę.
Wznosi mnie wiatr do chmur,
Znikam, by znów się połączyć,
Sam w sobie i poza mną,
Coś się dzieje ktoś powie.
Dłonie kreślą dziwne symbole,
O! Ludzie,
Patrzcie jak płonę.
Wyżej, wyżej od każdego jestem,
Coraz dziwniej wszystko wygląda,
Kształty zmienne, gdy głowę schylam,
Inne już, gdy ją podnoszę.
Dłonie kreślą dziwne symbole,
O! Ludzie patrzcie jak płonę.
Garść popiołu została po mnie,
Życie w skrócie, życie po życiu,
Chmury przyjmą takiego gościa,
Noga dynda, droga tak prosta,
W dłoni trzymam malutki flet,
Tuman pyłu grający jazz.
Znów złożony w całość się staję,
Gram melodię, dla nich to mało.
Znów dłonie kreślą symbole,
Krzyk odległy, bardzo się boję,
Znów zamieni mnie ogień w popioły,
Wstanę z nich, podniosę swą głowę.
Flet do ręki wezmę fikuśny,
Fałsz za fałszem niesie się w puszczy,
W dżungli miasta albo i życia,
Idę grając, ot tajemnica.
Dziwne dłonie nie kreślą symboli,
Śpię spokojnie, już się nie boję.
16.03.2019
Pozdrawiam!
16.10.2019
Cień dawnego wampira.
Dziś wiersz autoironiczny. Czasem czuję się jakbym miał coś z prezentowanej w treści postaci.
,,Cień dawnego wampira"
Zęby wypadły mi do cna,
Trumna w proch się zamieniła,
Peleryna w noc zniknęła,
Nikt już nie drży na mój widok.
Snuję się po cieniach miasta,
Sił próbuje co przecznicę,
Straszę ludzi, lecz bez skutku,
Dawny wampir zginął już.
Snuję się po całym kraju,
Muszę jeździć autobusem,
Magia dawno już zniknęła,
Dziwny mariaż człowiek-wamp.
Nawet bank co w swych reklamach,
Daje kredyt wnet każdemu,
Patrzy na mnie podejrzliwie,
Cień wampira.
Mówię Wam!
2.08.2019
Pozdrawiam!
,,Cień dawnego wampira"
Zęby wypadły mi do cna,
Trumna w proch się zamieniła,
Peleryna w noc zniknęła,
Nikt już nie drży na mój widok.
Snuję się po cieniach miasta,
Sił próbuje co przecznicę,
Straszę ludzi, lecz bez skutku,
Dawny wampir zginął już.
Snuję się po całym kraju,
Muszę jeździć autobusem,
Magia dawno już zniknęła,
Dziwny mariaż człowiek-wamp.
Nawet bank co w swych reklamach,
Daje kredyt wnet każdemu,
Patrzy na mnie podejrzliwie,
Cień wampira.
Mówię Wam!
2.08.2019
Pozdrawiam!
13.10.2019
Chodź ze mną.
Dziś wiersz inspirowany malarstwem oraz moimi myślami.
,,Chodź ze mną"
Chodź ze mną rzecze cicho,
Postać ze skrzydłami w szarej szacie,
Patrzy w duszę swoimi niebieskimi,
Przenikliwymi oczami.
Wie już, gdzie ma mnie zabrać,
Ja sam tego jeszcze nie wiem,
Zaczarowany do granic możliwości,
Dałem się porwać Aniołowi Śmierci.
3.02.2019
Pozdrawiam!
,,Chodź ze mną"
Chodź ze mną rzecze cicho,
Postać ze skrzydłami w szarej szacie,
Patrzy w duszę swoimi niebieskimi,
Przenikliwymi oczami.
Wie już, gdzie ma mnie zabrać,
Ja sam tego jeszcze nie wiem,
Zaczarowany do granic możliwości,
Dałem się porwać Aniołowi Śmierci.
3.02.2019
Pozdrawiam!
10.10.2019
Bezmiar zła.
Dziś wiersz powiązany z coraz większą częstotliwością występowania hejtu.
Dla S.J.
,,Bezmiar zła"
Damy jej popalić, zapamięta nas,
Wszystko będzie po naszej stronie,
Po naszej myśli będzie.
O, już widać jak słowa działają,
Snuje się po domu,
O, już widać jak słowa działają,
Powoli upada krwawiąc.
Musimy jeszcze zrobić zdjęcie,
Jak stoimy w dumnych pozach,
Nad naszą ofiarą.
W bezmiarze zła słów,
Codziennie zachodzimy dalej.
2.07.2019
Pozdrawiam!
Dla S.J.
,,Bezmiar zła"
Damy jej popalić, zapamięta nas,
Wszystko będzie po naszej stronie,
Po naszej myśli będzie.
O, już widać jak słowa działają,
Snuje się po domu,
O, już widać jak słowa działają,
Powoli upada krwawiąc.
Musimy jeszcze zrobić zdjęcie,
Jak stoimy w dumnych pozach,
Nad naszą ofiarą.
W bezmiarze zła słów,
Codziennie zachodzimy dalej.
2.07.2019
Pozdrawiam!
7.10.2019
Atak stworów.
Dziś wiersz inspirowany średniowiecznym malarstwem.
,,Atak stworów"
Co to za dzień się dziś rozpoczął,
Stwory wpychają mnie do trumny,
Albo do jakiejś dziwnej formy,
Może na wodę, może po coś.
Jeden z demonów pałkę trzyma,
Pewnie po głowie będzie bił,
Drugi-krokodyl wchodzi śmiało,
Między mnie i ścianę trumny.
Trzeci za szyję łapie zębem,
Och, co to teraz ze mną będzie,
Ostatni lew nadzwyczaj duży,
Łapie za moją wolną rękę.
Jak mam wyzwolić siebie i swą duszę,
Gdy atak stworów jest tak potężny,
Wpadam w swą trumnę,
Ledwo krzyczę,
Wszystko rozmywa się powoli,
Nagle odmiana,
Wszystko wraca, do jakiejś znanej,
Zwykłej formy.
Atak demonów, sen to, mara,
Choć trzeba zawsze być uważnym,
Chwila i koniec może nadejść,
Ile się dziś najadłem strachu.
9.02.2019
Pozdrawiam!
,,Atak stworów"
Co to za dzień się dziś rozpoczął,
Stwory wpychają mnie do trumny,
Albo do jakiejś dziwnej formy,
Może na wodę, może po coś.
Jeden z demonów pałkę trzyma,
Pewnie po głowie będzie bił,
Drugi-krokodyl wchodzi śmiało,
Między mnie i ścianę trumny.
Trzeci za szyję łapie zębem,
Och, co to teraz ze mną będzie,
Ostatni lew nadzwyczaj duży,
Łapie za moją wolną rękę.
Jak mam wyzwolić siebie i swą duszę,
Gdy atak stworów jest tak potężny,
Wpadam w swą trumnę,
Ledwo krzyczę,
Wszystko rozmywa się powoli,
Nagle odmiana,
Wszystko wraca, do jakiejś znanej,
Zwykłej formy.
Atak demonów, sen to, mara,
Choć trzeba zawsze być uważnym,
Chwila i koniec może nadejść,
Ile się dziś najadłem strachu.
9.02.2019
Pozdrawiam!
4.10.2019
W parku szczekanie.
Dziś wiersz obrazujący w jakiejś mierze mnie i mój charakter.
,,W parku szczekanie"
Szczekanie psa roznosi się po parku,
Przebija wszystko wokół,
Każda komórka drga w rytmie psa.
I cóż można zrobić?
Wyjść na dwór,
Powiedzieć coś psu.
Wyjść na dwór,
Powiedzieć coś właścicielowi.
Pies może ugryźć,
Poszarpać bardziej człowieka.
Właściciel może zrugać straszliwie.
Lepiej siedzieć,
I umierać w cierpieniu.
14.07.2019
Pozdrawiam!
,,W parku szczekanie"
Szczekanie psa roznosi się po parku,
Przebija wszystko wokół,
Każda komórka drga w rytmie psa.
I cóż można zrobić?
Wyjść na dwór,
Powiedzieć coś psu.
Wyjść na dwór,
Powiedzieć coś właścicielowi.
Pies może ugryźć,
Poszarpać bardziej człowieka.
Właściciel może zrugać straszliwie.
Lepiej siedzieć,
I umierać w cierpieniu.
14.07.2019
Pozdrawiam!
1.10.2019
Magik.
Dziś kolejny wiersz inspirowany obrazem.
Dla S.J.
,,Parszywy magik"
To dopiero magik,
Parszywiec prawdziwy,
Jak można mieć takie dziury,
Luki w pamięci.
Jak inaczej wyjaśnić mój zgon?
Magik zostawił mnie,
Swoją asystentkę do magii,
I sobie poszedł.
A ja umarłam nie tak dawno,
W pół przycięta w skrzynce,
Do numeru (złośliwość rzeczy martwych),
Z przecinaniem mnie piłą.
Leżę teraz,
I patrzę z góry na swoje ciało.
13.07.2019
Pozdrawiam!
Dla S.J.
,,Parszywy magik"
To dopiero magik,
Parszywiec prawdziwy,
Jak można mieć takie dziury,
Luki w pamięci.
Jak inaczej wyjaśnić mój zgon?
Magik zostawił mnie,
Swoją asystentkę do magii,
I sobie poszedł.
A ja umarłam nie tak dawno,
W pół przycięta w skrzynce,
Do numeru (złośliwość rzeczy martwych),
Z przecinaniem mnie piłą.
Leżę teraz,
I patrzę z góry na swoje ciało.
13.07.2019
Pozdrawiam!
28.09.2019
Krótka opowieść przy goleniu.
Dziś wiersz będący swoistym wyjściem w przyszłość. Bo jeśli będę miał za lat x dziecko, to będę mógł tak właśnie opowiadać o latach 90.
,,Krótka opowieść przy goleniu"
Chodź synu do mnie, mam dla Ciebie,
Krótką opowieść przy goleniu.
Tatuś opowie jak to było,
Gdy był mniej więcej w Twoim wieku.
Możesz uwierzyć albo nie,
Internet był jedynie z kabla,
Pegasus bawił jak Play Station,
A w szkole znałem niemal wszystkich.
Do tego jeszcze można dodać,
Wyprawy po film na kasecie,
Tak synu, wtedy jeszcze nie było,
Płyt czy innych takich dysków.
Zakupy, magia w nich prawdziwa,
Choć czasem można było zginąć,
Jak pan i ojciec z naprzeciwka.
Jeśli chcesz więcej, musisz czekać,
Golenia koniec, czas już na mnie,
Ma korporacja nie zaczeka,
Już nic nie wróci,
To co było.
6.04.2019
Pozdrawiam!
,,Krótka opowieść przy goleniu"
Chodź synu do mnie, mam dla Ciebie,
Krótką opowieść przy goleniu.
Tatuś opowie jak to było,
Gdy był mniej więcej w Twoim wieku.
Możesz uwierzyć albo nie,
Internet był jedynie z kabla,
Pegasus bawił jak Play Station,
A w szkole znałem niemal wszystkich.
Do tego jeszcze można dodać,
Wyprawy po film na kasecie,
Tak synu, wtedy jeszcze nie było,
Płyt czy innych takich dysków.
Zakupy, magia w nich prawdziwa,
Choć czasem można było zginąć,
Jak pan i ojciec z naprzeciwka.
Jeśli chcesz więcej, musisz czekać,
Golenia koniec, czas już na mnie,
Ma korporacja nie zaczeka,
Już nic nie wróci,
To co było.
6.04.2019
Pozdrawiam!
25.09.2019
Brak.
Dziś wiersz powstały pod wpływem paru negatywnych myśli. Jednak sam proces twórczy okazał się oczyszczający.
,,Brak"
Nie ma dziś Słońca,
Nie było i nie będzie,
Miasto topi się w czerwonej,
Księżycowej łunie.
Idę ulicą Prawdziwą,
Nazwa pasuje idealnie,
Ona jedyna jest tu i teraz,
Inne mieszają światy.
Słońca dziś nie ma i nie będzie nigdy,
Stara przepowiednia się sprawdza,
Wszystko czerwone, za chwilę czarne,
Ale wspaniała zmiana.
W mojej głowie pająki zajęły się sobą,
Wszystkie myśli utknęły gdzieś,
Miasto płonie czerwienią,
A ja siedzę i piszę,
Czas mój nadszedł na przerwę.
8.04.2019
Pozdrawiam!
,,Brak"
Nie ma dziś Słońca,
Nie było i nie będzie,
Miasto topi się w czerwonej,
Księżycowej łunie.
Idę ulicą Prawdziwą,
Nazwa pasuje idealnie,
Ona jedyna jest tu i teraz,
Inne mieszają światy.
Słońca dziś nie ma i nie będzie nigdy,
Stara przepowiednia się sprawdza,
Wszystko czerwone, za chwilę czarne,
Ale wspaniała zmiana.
W mojej głowie pająki zajęły się sobą,
Wszystkie myśli utknęły gdzieś,
Miasto płonie czerwienią,
A ja siedzę i piszę,
Czas mój nadszedł na przerwę.
8.04.2019
Pozdrawiam!
22.09.2019
Ukryty.
Dziś wiersz w pewnej mierze inspirowany malarstwem.
Dla S.J.
,,Ukryty"
Ukryty przed oczami innych,
Siedzę od lat w tych ruinach,
Kopiuje księgi, modlę się,
Do tego czasem coś napiszę.
Na ziemi leży tak spokojnie,
Czaszka jakiegoś męża stanu,
A może kogoś, kto w ruinach,
Przede mną szukał swego śladu.
Zawsze jak patrzę na jej kształty,
Wszystko staje się tak jasne,
Żyję tu chwilę, mgnienie oka,
Nagroda za to czeka w raju.
Ukryty w lesie często walczę,
Demony zawsze chcą mnie dostać,
Mam jednak czaszkę, ona rozumie,
A może nawet wszystko wie.
Do raju pójdę, tak sobie myślę,
W końcu ucieczka daje wiele,
Nie brak mi pokus, tych wewnętrznych,
Te jednak umiem w sobie zwalczać.
Ukryty w lesie od lat całych,
Pewnie niedługo będę biały,
Ktoś moją czaszkę z tamtą weźmie,
Jako strażników moralności.
9.02.2019
Pozdrawiam!
Dla S.J.
,,Ukryty"
Ukryty przed oczami innych,
Siedzę od lat w tych ruinach,
Kopiuje księgi, modlę się,
Do tego czasem coś napiszę.
Na ziemi leży tak spokojnie,
Czaszka jakiegoś męża stanu,
A może kogoś, kto w ruinach,
Przede mną szukał swego śladu.
Zawsze jak patrzę na jej kształty,
Wszystko staje się tak jasne,
Żyję tu chwilę, mgnienie oka,
Nagroda za to czeka w raju.
Ukryty w lesie często walczę,
Demony zawsze chcą mnie dostać,
Mam jednak czaszkę, ona rozumie,
A może nawet wszystko wie.
Do raju pójdę, tak sobie myślę,
W końcu ucieczka daje wiele,
Nie brak mi pokus, tych wewnętrznych,
Te jednak umiem w sobie zwalczać.
Ukryty w lesie od lat całych,
Pewnie niedługo będę biały,
Ktoś moją czaszkę z tamtą weźmie,
Jako strażników moralności.
9.02.2019
Pozdrawiam!
19.09.2019
Gdy umierają ptaki.
Dziś powrót do wierszy. Tym razem coś związanego z naturą, a także w jakimś stopniu z Japonią (jakoś struktura utworu budzi takie skojarzenie).
,,Gdy umierają ptaki"
Gdy umierają ptaki,
Powietrze dziwnie drga,
Jakby płakało za nimi.
W końcu to one,
Czynią istnienie powietrza znośnym,
Łaskocząc je skrzydłami w locie.
2.08.2019
Pozdrawiam!
,,Gdy umierają ptaki"
Gdy umierają ptaki,
Powietrze dziwnie drga,
Jakby płakało za nimi.
W końcu to one,
Czynią istnienie powietrza znośnym,
Łaskocząc je skrzydłami w locie.
2.08.2019
Pozdrawiam!
16.09.2019
Samoloty nad miastem, cz. II, rozdziały 13-15.
13.
Zrezygnowany postanowiłem dołączyć
do mojej Muzy pod Wiedniem. Wiedziałem już, że w kraju nie powstaną żadne nowe
budynki.
14.
Ruszyłem na dworzec, pech chciał
postawić na mojej drodze jakiegoś głupka w taksówce. Gdy chciałem przejść przez
ulicę on ruszył swoim Passerati, wjechał w kałużę znajdującą się przy krawędzi
chodnika z ulicą, a następnie odjechał jak gdyby nigdy nic. Przemoczony niemal
do suchej nitki wszedłem na teren dworca. Minąłem grupkę Azjatów, nie mam
pojęcia do dziś skąd byli, jednak po intensywności robienia zdjęć mogli być z
Japonii. Zrozumiałem też jak może czuć się przedstawiciel jakiegoś mało znanego
plemienia z Amazonii czy Afryki, któremu badacz kultury świata próbuje zrobić
zdjęcie. Mit o kradzieży duszy człowieka w ten sposób też wydał mi się jakby
bliższy prawdy. Sam miałem wrażenie jakbym pod wpływem zdjęć robionych przez
tych ludzi stracił część siebie. Może to nie byli Azjaci, a jacyś przybysze
podszywający się pod nich? Po powrocie do swojej krainy zbierają kawałki
skradzionych dusz i łączą je ze swoimi. Na dalsze rozmyślania nie było czasu,
bowiem nadjechał mój pociąg. Miałem nadzieję na przyjemną podróż, rzeczywistość
okazała się mniej miła. W środku wagonu, gdzie miałem zarezerwowane miejsce
siedziała już cała zgraja kibiców, od razu po wejściu zostałem wypytany o swoje
ulubione drużyny. Jakimś cudem udało mi się odpowiedzieć po ich myśli, jednak
przez resztę podróży byłem obserwowany. Pewnie chodziło o to jak wyglądałem po
spotkaniu z głupkiem w taksówce. Nie miałem specjalnie możliwości przebrania
się w lepsze ubrania, siedziałem więc w przedziale w stroju przypominającym
uniform hydraulika. Kibice dość szybko odpadli z rzeczywistości po użyciu
magicznych płynów z procentami. Dalsza podróż w okolice Wiednia przebiegła bez
problemu.
15.
Nad ranem opuściłem pociąg na
dość zapuszczonym dworcu. Przywitała mnie fala spojrzeń, widocznie miejscowi
nie przywykli do takich widoków jakie im zapewniłem. Dziwne, szczególnie biorąc
pod uwagę fakt przebywania na ich terenie malarza, oni podobno mają dopiero
gust odzieżowy. Muza powitała mnie przed budynkiem dworca, wysiadła ze starego,
choć bardzo zadbanego kabrioletu. Na moje oko mógł to być jakiś model Austina, za kierownicą siedział chyba malarz,
do którego moja towarzyszka dołączyła. Po paru minutach jechaliśmy dość krętymi
drogami, do domu Hansa (tak miał na imię malarz), wykorzystaliśmy czas dojazdu
na poznanie się nieco bliżej. Hans okazał się być dość podobny do mnie,
szczególnie w sposobie korzystania z pomocy Muzy. Widać było, że zmiana
otoczenia i artysty działa na nią dobroczynnie. Bardzo cieszył mnie taki obrót spraw,
zwłaszcza mając w pamięci dawne zdarzenia z jej życia.
16.
Spędzaliśmy czas głównie na
artystycznych działaniach. Hans korzystał z natchnienia w sposób, jaki nigdy
wcześniej nie przyszedł mi do głowy. Szedł sobie na jakiś czas, nieokreślony
wcześniej, nasiąkał różnymi zdarzeniami, po czym nie oddawał ich w pełni na
obrazach. Tworzył coś na kształt plam pamięci, ja po przesiąknięciu jakimiś
zdarzeniami przelewałem na papier ich ubarwione, aczkolwiek dość bliskie
oryginałowi szkice. Nauczyłem się przy nim bardziej malarskiego podejścia do
pisania, szukałem słów, które stawały się czymś jak u niego kolor, kształt czy
intensywność barwy. On nauczył się ode mnie patrzenia na świat w nieco
absurdalny sposób, nie zawsze związany z rzeczywistością. Gdy minął miesiąc wspólnych działań dostałem
telefon od mojego znajomego z domu, okazało się, że jestem mu niezwykle mocno
potrzebny, jak najszybciej to możliwe. Nie chciał mi nic powiedzieć przez
telefon, zrezygnowany opowiedziałem o wszystkim towarzyszom. Uznali, że sami
poradzą sobie z odtwarzaniem świata w formie obrazów, mam się nie martwić i
załatwiać swoje sprawy. Hans powiedział też, że jeśli tylko będę chciał mogę do
niego przyjechać. Podziękowałem dość ogólnie, próbowałem się wykpić, jednak nie
za bardzo mi to wyszło[1].
Gospodarz odwiózł mnie na dworzec, po czym zaczekał jeszcze jak pomacham mu z
okna wagonu. Zrobiłem to z mieszanką wstydu za swój brak asertywności i smutku,
musiałem zostawić ważną dla siebie osobę wraz z mężczyzną, którego uznałem za
godnego zastępcę na jakiś czas.
13.09.2019
Samoloty nad miastem, cz. III, rozdział 12.
12.
Od samego wejścia poczułem spore zażenowanie, obsługa
traktowała mnie jak króla. Zmieszany usiadłem przy stoliku, stres pogłębił się
jak zobaczyłem wielość sztućców goszczących na stole. Nigdy wcześniej ani potem
nie widziałem tylu narzędzi do jedzenia. Na moje szczęście kolega pojawił się
dość szybko po mnie, nakrzyczał na obsługę, po czym zawlókł mnie siłą do
swojego gabinetu. Tam poczęstował mnie szklanką whisky. W międzyczasie wyjaśnił
mi jak dorobił się tak znakomitego lokalu. Wtedy mówiąc najogólniej szok
znokautował mnie dokładnie. Po tym wstępie zostałem zasypany masą pytań na
temat mojej decyzji w sprawie udziału w show tworzenia grupy poetyckiej. Wiedziałem
już, że jedyną okazją do wycofania się będzie przerwa, która zostanie
przeznaczona na wzięcie oddechu przez mojego znajomego. Oczywiście moja
nieśmiałość objawiła się w pełnej krasie. Nie powiedziałem słowa sprzeciwu.
Wyszło na to, że będę noszony niczym król-poeta po ulicach miasta, za mną i
przede mną będą szli poeci z nowej grupy, a gdzieś w okolicy pojedzie autobus z głośnikami
emitującymi moje wiersze. Do tego po najważniejszych punktach metropolii będą
krążyć wolontariusze z kopiami moich dzieł. Zszokowany swoją nieudolnością
schowałem się w sobie, po czym bełkocząc coś niezrozumiale wyszedłem z gabinetu
kumpla. Wróciłem do domu, zjadłem co niecoś, choć ściśnięty żołądek nie
ułatwiał sprawy. Wypiłem jeszcze drink, po czym udałem się do swojego pokoju w
nadziei na stworzenie nowych tekstów. W końcu pokazanie się w roli króla-poety
wymaga odpowiedniego przygotowania. Mieszanka stresu i chęci podkarmienia
wielkiego ego sprawiła, że tego dnia napisałem szereg wierszy, które uznałem za
jedne z najlepszych jakie napisałem do tej pory. Zmęczony poszedłem spać. Śniło
mi się jak wszystko może wyglądać, jak miasto reaguje na moje pseudo rządy.Pozdrawiam!
10.09.2019
Samoloty nad miastem, cz. III, rozdziały 9-11.
9.
Postanowiłem pojechać pod pewien
wysoki budynek, chciałem z wysokości[1]
popatrzeć na miasto i w ten sposób odnaleźć drogę do siebie, a potem dla Muzy. Bez
większych problemów trafiłem pod właściwy adres, pokręciłem się parę chwil pod
budynkiem, dopiero potem zdecydowałem się wjechać na 30. piętro.
Windziarz nie wykazał właściwie
żadnych oznak przychylności, z oznakami zniecierpliwienia łaskawie zawiózł mnie
na wskazaną kondygnację. Chwilę po opuszczeniu windy wiedziałem już, że to był
dopiero przedsmak moich kolejnych przygód.
10.
Na tarasie od razu zauważyłem
spory tłum, byli wśród nich moi znajomi, zauważyłem też paru paparazzi.
Prowadzący całą spotkanio-konferencję nakazał hostessom wciągnąć mnie w tę
ludzką masę, niedługo potem okazało się jaka ma być moja rola. Miałem
wyrecytować parę najnowszych wierszy, następnie zgromadzeni znajomi mieli
wygłosić na moją cześć peany, na koniec miałem zapozować na ściance, a w międzyczasie
odpowiedzieć na parę pytań dziennikarzy. Podświadomie skurczyłem się w sobie,
chciałem uciekać. Ktoś znakomicie przemyślał wszystko, windziarze zamknęli się
w swoich ciasnych pomieszczeniach, hostessy napierały na mnie, abym zbliżał się
do sceny, nie było żadnej drogi ucieczki. Nawet mając spadochron nie miałbym
jak z niego skorzystać, chroniące przed skokami siatki spełniały swoje zadanie w
najlepszy możliwy sposób. W obliczu
niemal swojego końca uznałem, że błaznowanie dla znajomego nie było takim
najgorszym pomysłem.
11.
Postanowiłem zagrać w ich grę,
wszedłem cały roztrzęsiony na scenę, zbliżyłem usta do mikrofonu, po czym
wydusiłem z siebie swój ostatni wiersz. Gdy odbiorcy doszli do przesłania
wiersza wiedziałem już, że należą do mnie. Powiedziałem im szczerze, że kocham
odbiorców, bez nich nie istnieję w końcu, jednak nie cierpię wręcz w sposób
biologiczny wystawiania siebie z twórczością na widok publiczny. Ciągnąć swój
wywód wykazałem im, że najlepiej czuję się
prezentując swoje dziełka, bez konieczności pokazywania siebie. Ludzie
oczekujący ode mnie wywleczenia się na lewą stronę, pokazania wnętrza w
całości, z najciemniejszymi zakamarkami zaczęli ze zrozumieniem bić brawo.
Spośród nich wyłonił się mój znajomy, zaczął coś mówić, jednak owacje nie
pozwalały zrozumieć zbyt wiele. Z ruchu warg odczytałem jedynie, że jestem
zaproszony na kolacje wraz z nim. Chwycił mnie pod ramię, szybko skierowaliśmy
się do windy, paparazzi próbowali coś osiągnąć, jednak my byliśmy już w
windzie. Ja odwróciłem się do nich plecami, mój towarzysz wywalił język na całą
jego długość. Ciekawiło mnie w tamtej chwili ile może być warte tak dziwaczne
zdjęcie. Po dotarciu na parter zostałem wsadzony do eleganckiego auta, po czym
trafiłem do ekskluzywnej knajpy.
[1] Chodzi o
pewien znany, bardzo wysoki budynek, z którego można patrzeć na panoramę
miasta. Na 30. Piętrze znajduje się specjalny taras widokowy.
Pozdrawiam!
7.09.2019
Samoloty nad miastem, cz. III, rozdziały 6-8.
6.
Obudziłem się parę godzin później
w kuchni starszego pana. Siedziałem na ładnym, miękkim fotelu. Gospodarz
siedział obok mnie z kubkiem herbaty. Uśmiechał się przyjaźnie, po chwili zadał
mi jedni pytanie. ,,Czy przychodzisz od swojego Mistrza, mojego bliskiego
przyjaciela G.?”. Odpowiedziałem szybko, że nie, jestem tu w celu zasięgnięcia
opinii w jednej sprawie ze styku sztuki i finansów. Zdziwił się nieco, po czym
zaczął słuchać z uwagą, przedstawiłem mu cały pomysł mojego kolegi, wskazałem
jakie zdanie miał o tym przedsięwzięciu G. nawiedzając mnie w śnie. Przedstawiłem
mu także swoje zdanie na ten temat. Po chwili myślenia wypowiedział się. Nigdy
nie spodziewałem się po tak wielkim twórcy takiej dozy zapału do uczestniczenia
wraz ze mną w całej akcji. Stwierdził, że pomysł jest warty uwagi ze względu na
możliwość przywrócenia poezji, a także sztuki operowania słowem na zasłużone
tory. Umówiłem się z nim na kontakt telefoniczny, gdy tylko zdobędę jakieś nowe
informacje w sprawie. Podświadomie wiedziałem już jednak o sprzeciwie, który
miał polegać na braku takiej informacji, ewentualnie jako informacji fałszywej.
Zszokowany z lekka reakcją mojego organizmu wróciłem uważając bardzo na siebie
do domu. W mieszkaniu zjadłem coś bardzo szybko, po czym położyłem się spać.
Usnąłem bardzo szybko, męczyły mnie jednak przez jakiś czas mieszające się ze
sobą sny. Jeden z nich wiązał się z moim Mistrzem nazwijmy go osobistym, drugi
z Mistrzem podziwianym tylko. W pewnym momencie
mój mózg stworzył nieprawdopodobne obrazy z ich udziałem, przeniósł ich w scenerię znaną z serii gier
na konsole, gdzie dwie postaci chodzące do środka ekranu walczą ze sobą
wykorzystując techniki wschodnich sztuk walki wsparte kulami mocy i tego typu
fantastycznymi elementami[1].
W moim śnie Mistrzowie walczyli przede wszystkim za pomocą słów, układali na
szybko mocne rymy, wybijali się wzajemnie z rytmu myśli, nigdy nie wchodzili za
to na tereny zakazane, nie obrażali nikogo poza sobą, jeśli w jakimś momencie
uznali to za konieczny element walki. Ich obraźliwe linijki nie były jednak
chamskie, zawierały w sobie wielką porcję humoru, inteligencji i umiejętności
formowania świata słowami. Całość była przesycona absurdem w takim stopniu, że
mój mózg w pewnej chwili uznał je za zbyt wielkie, obudziłem się nieco
zdziwiony tym, co może wytworzyć ten element ciała człowieka.
7.
Odczekałem kilka godzin do rana,
po czym zdecydowałem się na kontakt z Muzą. Połączenie było słabej jakości,
wykpiła się otoczeniem gór. Zdziwiony chciałem zapytać ją o miejsce pobytu, w
końcu nie pamiętałem, aby miała się przenosić gdzieś z Hansem, a w jego miejscu
zamieszkania nie zanotowałem jakichś szczególnie wysokich gór. Moje osobiste Natchnienie uspokoiło mnie
jednak, wewnętrznie czułem, że mimo tego coś jest nie tak. Ostatecznie
pozdrowiłem jedynie moja towarzyszkę, kazałem też powiedzieć parę słów Hansowi
na temat naszej ewentualnej współpracy w przyszłości. Zdziwiony i nieco
zmieszany postanowiłem usiąść do pracy. Miałem w końcu do skończenia kilka
ważnych tekstów dla portali literackich, zamówione życzenia z różnych okazji, a
także parę wierszy na kilka współczesnych tematów. Cały czas z tyłu głowy
miałem parę wspomnień związanych z tą ważną dla mnie i pośrednio dla mojego
tworzenia osoby.
8.
Jedno z nich związane było z
przeszłością Muzy w pewnym mieście w kraju. Miała wtedy około 20 lat, dała się
wciągnąć w niezbyt jasne i czyste interesy pewnego człowieka. Nie ma sensu
wdawać się w szczegóły, wystarczy jedynie podać, że uratował ją od zguby pewien
ksiądz, od chwili dowiedzenia się o całej sytuacji uznałem, że nie do końca
uczciwie wkładałem do jednego worka większość przedstawicieli tej profesji. Przyjąłem Muzę pod swój dach, gdy tylko
dowiedziałem się o jej ucieczce od tego złego człowieka. Na początku
spędziliśmy ze sobą jakiś czas na poznawaniu siebie nawzajem. Gdy pierwsze lody
puściły zaczęła mi opowiadać jak wyglądało życie z przestępcą. Cały czas bała
się o swoje życie, bała się właściwie każdego dzwonka do drzwi, każdej
głośniejszej rozmowy na korytarzu. W końcu przepracowaliśmy część ich traum,
nigdy jednak nie poznałem jej niektórych, najgłębiej skrywanych tajemnic. Nie
naciskałem w nadziei, że kiedyś sama zdecyduje się na zwierzenia. Jak dotąd nic
takiego się nie zdarzyło. Nasza współpraca układała się wzorowo. Ona zawsze
umiała wprowadzić mój umysł w stan tworzenia, ja z kolei próbowałem dać jej
namiastkę bezpieczeństwa. A teraz wyszło na to, że siedząc w kraju tracę
kontakt z nią. Nie spodziewałem się po Hansie żadnych złych zamiarów. Może
chodziło o jakiegoś rodzaju zmęczenie materiału z jej strony. Nie wiedziałem
jak mogę odnaleźć odpowiedź na to pytanie, dlatego zająłem się na powrót
pisaniem. Tworzenie szło mi kiepsko, za każdym razem myśli wracały do Muzy i
mojej relacji z nią. Postanowiłem wyjść na dwór, może tam skryły się jakieś
wskazówki do przeszłości.
[1]
Nawiązanie do prawdziwej serii gier akcji, w których kluczowym elementem jest
walka dwóch postaci, ich ruch jest możliwy jedynie do środka ekranu i od
środka, w lewo i w prawo.
Pozdrawiam!
4.09.2019
Samoloty nad miastem. cz. III, rozdziały 3-5.
3.
Obudził mnie nad ranem odgłos
przelatującego w pobliżu samolotu, wróciłem do działki i tego pierwszego
pojazdu latającego, od którego zaczęły się te wszystkie moje przygody.
Pomyślałem sobie, że mam jeszcze możliwość ucieczki z kraju, choćby na kilka
tygodni, w tym czasie kolega na pewno wypali się z zapałem do restauracji grup
poetyckich w stylu tych najbardziej znanych. Mistrz w sekundę pojawił się w
rogu pokoju, marsowa mina od razu spowodowała u mnie spazmy i początki
histerii. Usta zaczęły poruszać się miarowo, słowa wybrzmiewały jedno po
drugim. Wyniknęło z nich wielkie uznanie dla mojej strachliwości, braku
asertywności i bezmyślności. Mój mentor na koniec stwierdził jednak, że skoro
podjąłem taką decyzję, to muszę trzymać się jej już do końca. W myślach
przyznałem mu rację, bałem się bowiem cokolwiek powiedzieć. Mistrz zniknął tak
szybko jak się pojawił. Zmęczony całą sytuacją postanowiłem wyjść z domu.
Skierowałem się jak niemal zawsze w stronę palmy, tam mogłem spotkać różnego
rodzaju sytuacje, które mogły wpłynąć na mnie pozytywnie. W końcu nie
wiedziałem dokładnie na czym będzie polegała moja praca dla kumpla.
4.
Podchodząc w górę ulicą zacząłem
słyszeć dość głośne hasła, wykrzykiwane przez tysiące gardeł. Im bliżej byłem,
tym lepiej mogłem zrozumieć każde, pojedyncze słowo, słychać było nawet z
biegiem czasu i odległości niemal wszystkie znaki przestankowe. W końcu
doszedłem do centrum wydarzeń, wplątałem się w tłum ludzi, między nimi wolno
jechały ciężarówki, z których wylewały się na ulice hałasy wszelkiej maści. Po
pobieżnym zobaczeniu jakie hasła znajdują się na bannerach wiedziałem już co
się święci. Kumpel postanowił szybciej niż mnie zapewniał przystąpić do
realizacji swoich zamiarów. Ludzie idący w tym pochodzie byli wyraźnie
podekscytowani, w ich ustach założenia nowej grupy poetyckiej przybierały formę
poezji, tworzyły nowe, nieznane światy. Stopniowo ich oczy zaczęły spoczywać na
mnie, coraz większa ich ilość spowodowała chęć schowania się w samym sobie. W
końcu ktoś z tłumu krzyknął: ,,Ludzie, to on! Twarz naszej nowej grupy
poetyckiej, która może stworzyć podwaliny pod nowy, wspaniały świat[1].
Siła tych argumentów spowodowała, że ledwo trzymałem się na nogach. Rozmyślałem
już tylko o tym co zrobię temu znajomemu, gdy go spotkam. W tym samej chwili
ktoś chwycił mnie pod ręce i posadził na krześle, do którego przymocowane były
długie tyczki z czterech stron. Trzymali je w rękach zamaskowani osobnicy w
czarnych, zwiewnych strojach. Sunęli długim szpalerem, co dziwne właściwie nie
czułem żadnych kołysań czy innych niewygód związanych z niesieniem mnie na tym
niby tronie. Po wielu minutach jakie upłynęły wśród dziwnych melodeklamacji i
wyrywkowego prezentowania moich wierszy dotarliśmy do wielkiej hali sportowej[2].
Całe wnętrze przypominało te jakie kiedyś mogły być w wielkich miastach
starożytnych. Wszystkie postaci jakie weszły za mną do hali teraz miały białe
stroje. Ilość towarzyszących mi osób wyniosła jakieś kilkaset. Widocznie do
środka mogli wejść najlepsi z najlepszych, wybrani w nieznany mi sposób.
Krzesło-niby tron postawiono na środku wielkiego pomieszczenia, po kilku
sekundach zapadła cisza, tak przejmująca, że można było usłyszeć bicie serca
kogoś znajdującego się parę metrów od nas. W końcu z tłumu wyłonił się Wielki
Mistrz, nazwałem go sobie tak w myślach, bowiem różnił się znacząco od
pozostałych. Miał na sobie czerwony strój, wielką tiarę na głowie, w ręku
trzymał zaś pastorał złożony z tubusów, jakie wykorzystywano w przeszłości.
Wielki Mistrz zbliżył się do mnie na odległość mniejszą niż parę centymetrów. W jego oczach zauważyłem
wielkie uwielbienie do mnie, wręcz chęć wyniesienia mnie do roli niemal bóstwa.
Gdy jego usta zbliżyły się do moich w wyraźnej chęci pocałunku wyrwał się z
mojej piersi nieziemski krzyk. Domyśliłem się bowiem kto stał za tym wszystkim,
mój znajomy. Nie wiedziałem jednak jaki miał wobec mnie zamiar. W tym momencie
obudziłem się cały spocony, ciemność zadziała na mnie dziwnie kojąco.
Wiedziałem już, że to był tylko zły sen. Przewróciłem się na drugi bok i na
powrót usnąłem po kilkunastu minutach.
5.
Rano jak tylko otworzyłem oczy
wiedziałem już jak dziwnie może potoczyć się ten kolejny dzień z mojego życia. Na
telefonie lśniła ikona nieodebranych połączeń w ilości przekraczającej wszelkie
granice. Szybko przygotowałem się do opuszczenia mieszkania, w biegu zjadłem
małe co nieco i ruszyłem w miasto. Po drodze zadzwoniłem do swojego kolegi,
który usilnie chciał zrobić ze mnie swoją maskotkę. W czasie rozmowy
dowiedziałem się szczegółów o mojej pracy na rzecz jego ruchu poetyckiego.
Wymyślił sobie dodatkowo jak mógł wykorzystać mój niby nimb świetności w
posługiwaniu się słowem. Zaplanował dla mnie szereg spotkań z fanami poezji, na
samą myśl włosy zjeżyły mi się na głowie. Wykpiłem się w sposób chamski, o ile
można za taki uznać zasłonięcie się spotkaniem z Mistrzem poznanym w pociągu.
Kolega zbaraniał, gdy tylko odzyskał głos poprosił mnie bardzo miło o namiary na
tego wielkiego twórcę. Odpowiedziałem mu wymijająco, przedstawiłem swój
fikcyjny plan współpracy z Ideałem.
Znajomy zapowietrzył się totalnie, wyjąkał parę słów i rozłączył rozmowę. Wiedziałem
już, że wywalczyłem parę godzin wolności. Postanowiłem odwiedzić pewnego
starszego człowieka, którego twórczość wpłynęła na mnie dość mocno. Do miejsca
zamieszkania tego mężczyzny dotarłem łatwo i szybko. Dzwoniąc do drzwi zastanawiałem się co mogę mu powiedzieć
w celu wyjaśnienia mojej obecności u niego. W końcu wymyśliłem, że wyjaśnię mu
swoją wizytę pisaniem pracy na jego temat. Gdy jednak otworzył dziwi cały plan
zmienił się w pył. Stres związany z poznaniem swojego guru zwyciężył, nie byłem
w stanie wydusić z siebie słowa, po czym prawdopodobnie zemdlałem.
[1]
Odwołanie do książki ,,Nowy, wspaniały świat”.
[2]
Nawiązanie do prawdziwej hali sportowej, gdzie dawniej podstawą były mecze
hokeja na lodzie, obecnie organizowane są także imprezy muzyczne.
Pozdrawiam!
1.09.2019
Samoloty nad miastem, cz. III, rozdziały 1-2.
Część III.
Pozdrawiam!
1.
Podróż powrotna nie obfitowała w
większe problemy. Jedynym mankamentem było nie domykające się okno, przez które
do przedziału dostawało się chłodne powietrze, które spowodowało, że czułem zło
całego świata na sobie.[1]
Po czasie mogłem jednak stwierdzić, że taka sytuacja była wręcz
błogosławieństwem. Gdy dojechałem do swojego miejsca, gdzie żyłem zrozumiałem
niemal od razu co chciał ode mnie ten znajomy. Plan jaki narodził się w jego
głowie można porównać jedynie do wcielenia jakiegoś zwierzęcia w szeregi rządzących[2].
Miałem zostać twarzą, dosłownie twarzą nowej grupy poetyckiej jaka miała
niedługo powstać w moim mieście. Na początku uznałem pomysł za zbyt absurdalny,
by uczestniczyć w nim. Po namowach znajomego, który w tej dziedzinie osiągnął
językowo-logiczne K2, zmieniłem zdanie. Moja rola nie ograniczała się jedynie
do sprzedania wizerunku, miałem jeździć po mieście piętrowym autobusem, po
drodze przez megafony prezentowałbym swoje wiersze, ludzie idący za autobusem
dośpiewywaliby różne zakończenia do utworów, które zdaniem pomysłodawcy miały
tworzyć świat absurdu. Po kilku godzinach męczenia mnie przez tego kolesia
uznałem, że czas udać się do domu. Tak
też zrobiłem. Pierwszy nadjeżdżający tramwaj wchłonął mnie w swoje czeluści, metaforycznie
pozbawił mnie głowy[3], po czym
wypluł w okolicy mojego poetyckiego gniazdka. Wchodząc po schodach klatki
wiedziałem już, że coś jest nie tak. Nie wiedziałem tylko jak bardzo.
2.
Gdy zbliżałem się do drzwi
mieszkania słyszałem już nietypowe jak na nie odgłosy. Przekręcając klucz w
zamku zrozumiałem kto czeka na mnie w środku. Był to mój Mistrz, od którego
uczyłem się tajników pisania wszelkiego rodzaju tekstów. Człowiek ten przerażał
wszystkich wkoło, miał jednak do tego taki ładunek charyzmy w sobie, że strach
szybko ustępował zaciekawieniu, a jego wywody stawały się wyznacznikiem dla
kolejnych lat życia. Kiedy drzwi nie ustępowały pomyślałem sobie o jedynym
możliwym wyjaśnieniu, Mistrz zamknął łańcuch. Szybkim ruchem musiał odblokować
skrzydło, wpadłem bowiem z impetem do
środka. Mój nauczyciel pochylał się nade mną i coś mówił. Dopiero po chwili
zrozumiałem o co chodzi, wiedział już jak sprzedałem swoją sztukę i siebie dla
idei niejasnej, niepewnej i co najważniejsze starej. Mentor chwycił mnie za
ramię, posadził na fotelu pod oknem i zaczął mnie pouczać. Od razu cofnąłem się
w czasie do momentu, gdy oddałem mu swój pierwszy wiersz. Jego ton głosu, zimny
niczym wody Morza Północnego, spojrzenie spod krzaczastych brwi, wszystko to
porażało. Tym razem chodziło o sprawę o wiele bardziej podstawową, której nie dało się łatwo poprawić, tak jak
złego wiersza. Mój przewodnik rozpoczął wykład o tym, jak źle jest sprzedać
siebie i swoją twórczość dla idei, która w żadnej mierze nie pokrywa się z
naszymi wewnętrznymi kierunkowskazami. Kiwałem bezmyślnie głową, nie docierało
do mnie jednak zbyt wiele, z tego co mówił do mnie ten człowiek-wzór. W końcu
dotarło do mnie, że mój Mistrz nie jest z nami już od minimum dekady, uznałem
to tak realne widziadło za coś w rodzaju ostrzeżenia. Po ochłonięciu w pewnym
stopniu zacząłem się zastanawiać co mogę zrobić. Nie za bardzo wyobrażałem
sobie swoją odmowę, uważałem bowiem zgodę wyrażoną za coś obligującego mnie do
spełnienia jej. Podejście takie działało szczególnie mocno w przypadku obietnic,
które po wstępnym przemyśleniu uznawałem za głupie, nie do spełnienia, jednak w
czasie decydowania zupełnie nie miałem takiej świadomości. Moja umiejętność
mówienia ,,nie” przypominała mniej więcej możliwość pisania muzyki przy moim
braku słuchu[4]. Mimo koszmarnych
wspomnień związanych z niedawnym widziadłem zdecydowałem się uczestniczyć w tym
upokarzającym jak się później okazało projekcie.
[1] Autor
nawiązuje do znanego powiedzenia o wianiu złem (w oryginale bardziej dosadnie).
[2]
Porównanie do sytuacji ze starożytnego Rzymu.
[4] Autor w
przeszłości próbował tworzyć proste melodie w programach komputerowych.
Szczególnie upodobał sobie hip-hop, techno i dance. Po pewnym czasie porzucił
jednak taką twórczość na rzecz operowania słowem.
Pozdrawiam!
29.08.2019
Samoloty nad miastem, cz. II, rozdziały 13-16.
13.
Zrezygnowany postanowiłem dołączyć
do mojej Muzy pod Wiedniem. Wiedziałem już, że w kraju nie powstaną żadne nowe
budynki.
14.
Ruszyłem na dworzec, pech chciał
postawić na mojej drodze jakiegoś głupka w taksówce. Gdy chciałem przejść przez
ulicę on ruszył swoim Passerati, wjechał w kałużę znajdującą się przy krawędzi
chodnika z ulicą, a następnie odjechał jak gdyby nigdy nic. Przemoczony niemal
do suchej nitki wszedłem na teren dworca. Minąłem grupkę Azjatów, nie mam
pojęcia do dziś skąd byli, jednak po intensywności robienia zdjęć mogli być z
Japonii. Zrozumiałem też jak może czuć się przedstawiciel jakiegoś mało znanego
plemienia z Amazonii czy Afryki, któremu badacz kultury świata próbuje zrobić
zdjęcie. Mit o kradzieży duszy człowieka w ten sposób też wydał mi się jakby
bliższy prawdy. Sam miałem wrażenie jakbym pod wpływem zdjęć robionych przez
tych ludzi stracił część siebie. Może to nie byli Azjaci, a jacyś przybysze
podszywający się pod nich? Po powrocie do swojej krainy zbierają kawałki
skradzionych dusz i łączą je ze swoimi. Na dalsze rozmyślania nie było czasu,
bowiem nadjechał mój pociąg. Miałem nadzieję na przyjemną podróż, rzeczywistość
okazała się mniej miła. W środku wagonu, gdzie miałem zarezerwowane miejsce
siedziała już cała zgraja kibiców, od razu po wejściu zostałem wypytany o swoje
ulubione drużyny. Jakimś cudem udało mi się odpowiedzieć po ich myśli, jednak
przez resztę podróży byłem obserwowany. Pewnie chodziło o to jak wyglądałem po
spotkaniu z głupkiem w taksówce. Nie miałem specjalnie możliwości przebrania
się w lepsze ubrania, siedziałem więc w przedziale w stroju przypominającym
uniform hydraulika. Kibice dość szybko odpadli z rzeczywistości po użyciu
magicznych płynów z procentami. Dalsza podróż w okolice Wiednia przebiegła bez
problemu.
15.
Nad ranem opuściłem pociąg na
dość zapuszczonym dworcu. Przywitała mnie fala spojrzeń, widocznie miejscowi
nie przywykli do takich widoków jakie im zapewniłem. Dziwne, szczególnie biorąc
pod uwagę fakt przebywania na ich terenie malarza, oni podobno mają dopiero
gust odzieżowy. Muza powitała mnie przed budynkiem dworca, wysiadła ze starego,
choć bardzo zadbanego kabrioletu. Na moje oko mógł to być jakiś model Austina, za kierownicą siedział chyba malarz,
do którego moja towarzyszka dołączyła. Po paru minutach jechaliśmy dość krętymi
drogami, do domu Hansa (tak miał na imię malarz), wykorzystaliśmy czas dojazdu
na poznanie się nieco bliżej. Hans okazał się być dość podobny do mnie,
szczególnie w sposobie korzystania z pomocy Muzy. Widać było, że zmiana
otoczenia i artysty działa na nią dobroczynnie. Bardzo cieszył mnie taki obrót spraw,
zwłaszcza mając w pamięci dawne zdarzenia z jej życia.
16.
Spędzaliśmy czas głównie na
artystycznych działaniach. Hans korzystał z natchnienia w sposób, jaki nigdy
wcześniej nie przyszedł mi do głowy. Szedł sobie na jakiś czas, nieokreślony
wcześniej, nasiąkał różnymi zdarzeniami, po czym nie oddawał ich w pełni na
obrazach. Tworzył coś na kształt plam pamięci, ja po przesiąknięciu jakimiś
zdarzeniami przelewałem na papier ich ubarwione, aczkolwiek dość bliskie
oryginałowi szkice. Nauczyłem się przy nim bardziej malarskiego podejścia do
pisania, szukałem słów, które stawały się czymś jak u niego kolor, kształt czy
intensywność barwy. On nauczył się ode mnie patrzenia na świat w nieco
absurdalny sposób, nie zawsze związany z rzeczywistością. Gdy minął miesiąc wspólnych działań dostałem
telefon od mojego znajomego z domu, okazało się, że jestem mu niezwykle mocno
potrzebny, jak najszybciej to możliwe. Nie chciał mi nic powiedzieć przez
telefon, zrezygnowany opowiedziałem o wszystkim towarzyszom. Uznali, że sami
poradzą sobie z odtwarzaniem świata w formie obrazów, mam się nie martwić i
załatwiać swoje sprawy. Hans powiedział też, że jeśli tylko będę chciał mogę do
niego przyjechać. Podziękowałem dość ogólnie, próbowałem się wykpić, jednak nie
za bardzo mi to wyszło[1].
Gospodarz odwiózł mnie na dworzec, po czym zaczekał jeszcze jak pomacham mu z
okna wagonu. Zrobiłem to z mieszanką wstydu za swój brak asertywności i smutku,
musiałem zostawić ważną dla siebie osobę wraz z mężczyzną, którego uznałem za
godnego zastępcę na jakiś czas.
26.08.2019
Samoloty nad miastem, cz. II, rozdziały 9-12.
9.
Gdy znalazłem się w centrum
pomyślałem o tym jak ciekawie będzie odwiedzić pewne dawno nie widziane przeze
mnie miejsce. Chodziło o pewien budynek, który swoim wyglądem przywodził na
myśl ulice Londynu z XIX wieku. W sumie coś w tym było, bowiem bryła
architektoniczna, w której zasadziły się liczne stragany z wszelakimi
produktami pochodziła z końca właśnie tego wieku. Nie pamiętałem dokładnie
pierwszej wizyty koło Hali, jednak jak tylko wysiadłem z autobusu pewne
niteczki wspomnień zaczęły odżywać, zmieniając się powoli w pajęczynę
retrospekcji. Wszedłem do środka przez wielką bramę, od razu rzucił mi się w
oczy jakiegoś rodzaju przepych, każdy ze sprzedawców robił wszystko, by
przyciągnąć do siebie więcej osób niż sąsiad. W nosie poczułem niezłą mieszankę
zapachów, w końcu nie od parady mówiono, że jest to jeden z większych targów w
mieście. Pochodziłem parę chwil dookoła Hali, w końcu jednak i ona przyprawiła
mnie o lekkie zmęczenie. Postanowiłem ostatecznie udać się do domu. Autobus nie
był specjalnie zapełniony, więc podróż stanowiła mieszankę odpoczynku i
myślenia o kolejnych działaniach na polu artystycznym. Gdy dochodziłem już do
mojej kamienicy coś dziwnego rzuciło mi się w oczy. Ktoś prawdopodobnie
wyprzedził mnie, chciał spotkania, może chciał mi coś pokazać Moje
przypuszczenia potwierdziły się szybko, bowiem w skrzynce znalazłem list.
Wysłała go Muza, stempel wskazywał na jakieś miasto, którego nazwa niewiele mi
powiedziała. Otworzyłem szybko kopertę, wewnątrz znajdowała się jedna kartka, a
na niej wypisane czerwonym flamastrem słowa: ŻEGNAJ MISTRZU. Poczułem falę
ciepła jaka przemieściła się od mojej głowy, aż do stóp. Chyba straciłem na
chwilę przytomność, bowiem następne co pamiętam to ciemność, dopiero po jakimś
czasie zdołałem wstać i opierając się o ściany dojść do mieszkania. Tam nie
przebierając się ani nic rzuciłem się na łóżko. Komunikat zawarty w liście
zdruzgotał mnie doszczętnie. Usnąłem szybciej niż ktoś zdąży odczytać pierwszy
rozdział pewnej książki, napisanej przeze mnie do szuflady parę lat temu.
10.
Następnego dnia pierwszą rzeczą
jaką zrobiłem po wstaniu z łóżka było wzięcie do ręki tej okropnej wiadomości.
Ale ze mnie głupek- pomyślałem, każdy list może mieć przecież dwie strony, a
jeśli ich nie ma, może mieć po prostu jakiś ukryty przekaz. Tak było w
przypadku mojej wiadomości, nie wiem dlaczego pierwszym skojarzeniem było ostateczne
rozstanie z Muzą. Tym razem zrozumiałem
te czerwone, dające po oczach litery zupełnie inaczej, jako próbę wyrwania się
mojej towarzyszki z pewnych literackich okowów, w jakich tkwiła będąc ze mną.
Postanowiłem napisać do niej SMS-a, odpisała nadzwyczaj szybko, nazwała mnie
swoim głuptasem, po czym wyłożyła mi to, co przed chwilą samo ułożyło mi się w
głowie. Kolejna wiadomość zawierała propozycję rozmowy telefonicznej.
Przystałem na nią z chęcią. Muza wyjaśniła mi, że jej list miał być formą zmuszenia
mnie do działania, poczuła się lekko opuszczona, nigdy wcześniej nie wspierała
twórcy innego niż pisarz. Pocieszyłem ją jak umiałem, zaproponowała mi w zamian
spotkanie, gdzieś w okolicy Wiednia, podobno teraz przebywała tam na plenerze
ze swym drugim Mistrzem. Odmówiłem grzecznie, tłumacząc się nadmiarem pracy.
Obiecałem jednak, że jak tylko rozwiąże sprawę swoich nowych projektów
artystycznych spróbuję podjechać w te okolice Wiednia. W sumie niewiele się
myliłem, miałem w głowie kilka pomysłów na projekty, jednym z nich był zespół
muzyczny. Nie wiem czemu mój mózg podpowiedział mi coś tak makabrycznego. Z
drugiej strony wokalista z głosem jak duszona krewetka stanowił dość dużą
rzadkość na rynku muzycznym. Musiałem znaleźć kilku muzyków, którzy opracowaliby
muzykę dla mojego bandu.
11.
Cały dzień zajęło mi wyszukiwanie
tekstów, które mógłbym przerobić na piosenki, Sieć jak zwykle okazała się
bardzo pomocna, bowiem po jakichś trzech godzinach miałem namiary na podobno
dobrego menadżera, co więcej dowiedziałem się też jak zmienić swoje wady w
zalety. Dlatego postanowiłem nazwać swój zespół Duszone Krewetki Walczą do
Końca[1].
Wiem, niezbyt miło to brzmi, w tamtej chwili nie miałem nic lepszego do
zaproponowania. Wybrałem numer do menadżera, z początku wydał się nieco
gburowaty, jednak po chwili zmienił podejście. Wyłuszczyłem mu swoje zamiary,
on łyknął przynętę, zaczął dopytywać się o szczegóły. A ja nie umiałem nic
powiedzieć. Po godzinie wyciągania ze mnie strzępów informacji doszliśmy do
jednego, nowego pomysłu. Miałbym
występować na scenie, gdzie czytałbym swoje wiersze. Od razu skapitulowałem,
wyobraziłem sobie jak męczę się z rozczytaniem samego siebie. Poza tym przy
muzyce mógłbym się jakoś wyluzować, a tak, trema zjadłaby mnie całego na zimno.
Podziękowałem menadżerowi, obiecałem się odezwać, gdy tylko wymyślę coś
lepszego. Nigdy już nie wróciłem do realizacji tego planu.
12.
Kolejną myślą dotyczącą mojego
działania na polu artystycznym było spróbowanie się w roli rzeźbiarza,
ewentualnie garncarza. Nie miałem bladego pojęcia od czego zacząć. Znów
nieodzowna okazała się Sieć, znalazłem w niej przepisy na najlepszą mieszankę
do lepienia garnków, dość tani sprzęt, najgorzej było z piecem, te
profesjonalne były za drogie. Postanowiłem więc podrasować suszarkę do włosów.
Działania te spełzły na niczym, gdy przyszło moje koło garncarskie i glina.
Jedyne co udało mi się z niej stworzyć to połączenie kształtów dzikich drzew z
absurdalną sytuacją nowego malarstwa.
[1] Autor
określił kiedyś swój głos jako: ,,głos duszonej krewetki”, stąd nazwa dla
zespołu.
Pozdrawiam!
23.08.2019
Samoloty nad miastem, cz. II, rozdziały 7-8.
7.
Akurat w tamtej chwili nie było
zapowiedzi żadnego ciekawego występu. Stwierdziłem, że najlepszym wyjściem
będzie pokręcenie się pod symbolem miasta, wielkim drapaczem chmur sprzed wielu
lat. W okolicy zawsze kręcili się ciekawi osobnicy, tym razem także trafiłem na
jednego. Czuć było już jak blisko zaprzyjaźnił się z butelką, bynajmniej nie
soku, widać było, że w kieszeni ma puszkę złocistego napoju, którą z nabożną
czcią przytrzymywał sobie ręką. Zadał mi bardzo trudne pytanie, gdzie według
mnie ma się schronić, by móc w spokoju wychylić jej zawartość. Spojrzałem na
niego jak na dziwaka, on zaczął się nakręcać, pytał czy ktoś mu pomoże, bo
pytał co najmniej dwudziestu osób, każdy szedł dalej, udając nieistnienie tego
gościa. Ja też nic mu nie mówiłem, szczerze podchodząc do tematu wiedziałem
właściwie zero na temat tego jak wypić piwo w mieście i nie być złapanym przez
jakieś służby. Gość w końcu odczepił się ode mnie, grzecznie przeprosił za
męczenie mnie i oddalił się w sobie tylko znanym kierunku[1].
Odetchnąłem z ulgą, nie byłem w stanie znieść już jego zachowania, jego
podejścia do ludzi, którzy mogą nie wiedzieć jak rozwiązać jego problemy. Dla dalszego
odprężenia postanowiłem odwiedzić zagrożone do niedawna likwidacją muzeum. Parę
miesięcy wcześniej słyszałem o przepychankach słownych i na piśmie między
ministrem zajmującym się muzeami, a miastem. Nikt nie chciał płacić zaległości muzeum, powstałych nie wiadomo (w uznaniu obydwu stron) dzięki komu.
Ostatecznie niemalże w ostatnim dniu urzędowania tej placówki, gdy większość
eksponatów była gotowa do rozwiezienia w parę miejsc w kraju podjęto decyzję,
że jednak muzeum może dalej istnieć. Wszedłem do środka, kupiłem bilet, po czym
ruszyłem na podziwianie kolejnych sal panoptikum. Szczególnie interesowały mnie
stare maszyny do pisania, ze względu na moje zajęcie wydawało się to dość
logiczne. Szybko przeczesałem kolejne pomieszczenia, w końcu dotarłem do
królestwa z tymi urządzeniami. Niemal wszystkie zrobiły na mnie wielkie
wrażenie, choć w podświadomości miałem myśl o małej przydatności w XXI wieku
takich maszyn, to świadomość kusiła mnie, abym znalazł jakąś dobrej firmy i
nauczył się z jej pomocą tworzyć swoje dzieła. Siedzący do tej pory pod ścianą
mężczyzna, pewnie opiekun sali wstał i zaczął zbliżać się w moją stronę.
Wyraził zdziwienie, że ktoś chce podziwiać jeszcze takie wytwory ludzkich rąk.
Wyjaśniłem mu krótko czym się zajmuje, on z uznaniem kiwał głową, po czym
zaproponował mi kupno machiny. Z początku broniłem się, tłumaczyłem jak
niewprawionym mogę być użytkownikiem, że mogę zniszczyć taki eksponat. On
zaśmiał się i wyjaśnił mi swoje zamiary. Nie chciał sprzedawać niczego z
wystawy, miał jeden egzemplarz w swoim kantorku. Podał wstępną cenę, od której
zakręciło mi się w głowie. Nie chcąc go urazić obiecałem przemyślenie sprawy,
niemal truchtem opuściłem muzeum, wiedziałem już, że raczej tam nie wrócę.
Miałem jeszcze nieco czasu przed swoimi codziennymi obowiązkami w postaci
pisania kolejnych rozdziałów powieści, postanowiłem więc podejść kawałek do
pasażu handlowego, aby popatrzeć sobie na ludzi. Zawsze, gdy jestem w mieście,
swoim czy jakimś innym lubię popatrzeć sobie na jego mieszkańców. Wnioskuję
zawsze po zobaczeniu kilkudziesięciu, albo nawet kilkuset osób, jaki jest
wiodący styl miasta, co jego mieszkańcy lubią robić w wolnych chwilach, ogólnie
czerpię inspirację do swoich działań literackich. Tym razem zawiodłem się
nieco, główny trzon przechodniów stanowili barczyści panowie, ubrani w
większości w podobne bluzy z kapturami, ich szyje zdobiły złote łańcuchy i
szaliki z barwami klubowymi. W rękach mieli butelki piwa i bilety na
najbardziej ultras trybunę na stadionie. Wolałem przeczekać ich przemarsz w
pobliskim sklepie z płytami. Znałem mniej więcej właściciela, parę razy
kupowałem u niego jakieś płyty CD z muzyką. Dziś jednak nie dopisało mi
szczęście. On też należał do ultrasów, dziwne, bo w czasie tych kilku moich
wizyt u niego nic na to nie wskazywało. Wycofałem się więc zupełnie i poszedłem
w kierunku palmy będącej nieoficjalnym symbolem miasta. Zaryzykowałem nieco
swoje zdrowie i życie przedzierając się pod jej podstawę. Tam postanowiłem
usiąść i pomyśleć nad kilkoma szkicami nowych dziełek. Nic szczególnego nie
udało mi się wymyślić, podszedłem więc do pobliskiego muzeum. Swoją drogą zadziwiające
jest to, ile w tym moim mieście jest tego typu przybytków kultury. Czyżby
mieszkańcy w czyichś oczach uchodzili za wzorzec chamstwa? Właściwie nie
zastanawiałem się nad tym głębiej w przeszłości, nie jestem nawet pewny czy w
ogóle ktokolwiek starał się rozwiązać problem z bardziej naukowej strony. Gdy
byłem już blisko budynków muzealnych do moich uszu zaczęły docierać dźwięki
przetworzone przez megafon. Wyraźnie i tu dotarli ci szaleńcy z parku. Szybko
zmieniłem swój plan i zszedłem na dół, schody poprowadzono w zapuszczonej do
granic możliwości wieżyczce mostu, musiałem niemal biec, taki fetor docierał
momentami do mojego nosa. Wróciłem do domu, zjadłem coś na obiad połączony z
kolacją, po czym walnąłem się do łóżka.
8.
Po przebudzeniu się następnego
rana uznałem, że należy skorzystać z dość ładnej pogody, postanowiłem odwiedzić
kompleks leśno-parkowy, znajdujący się ni to w granicach miasta, ni to poza
nim. Po szybkim śniadaniu udałem się na przystanek, wiedziałem jak długa czeka
mnie podróż, jednak wiedziałem też co czeka mnie na miejscu docelowym. Jazda
nie dłużyła mi się wcale, choć do pokonania miałem jakieś 30 parę przystanków.
Atrakcje zapewniła mi pewna młoda dama, której dziecko spało sobie w wózku,
towarzyszył jej postawny facet, który jak się później okazało był jej bratem.
Na początku rozmawiali między sobą, potem kobieta zauważyła sąsiadkę, nie wiem
tylko czy z miejsca jej zamieszkania, a może była to tylko jakaś znajoma. Ta
druga babka była zdecydowanie starsza, pamiętała jak ta pierwsza dama i jej
brat łazili po okolicy robiąc przy okazji różne dziwne rzeczy. Po paru zdaniach
rozmowa zeszła na niebezpiecznie grząskie tematy związane z właścicielami
kamienic, którzy mają dość niejednoznaczną proweniencję, a ich jedynym
marzeniem jest wykurzenie ludzi z ich nieruchomości[2].
Na szczęście białogłowa wysiadła po jakichś 10 minutach gadaniny, w pojeździe
zapanował dziwny spokój. Reszta podróży minęła mi dość przyjemnie. Na miejsce
dotarłem po mniej więcej godzinie od wyjścia z domu. Wysiadłem na osamotnionym
przystanku, który sąsiadował bezpośrednio z terenem zielony, gdzie chciałem
spędzić choć część dnia. Przypomniałem sobie, że wiele lat temu na parkingu
znajdującym się po drugiej strony od przystanku stało wesołe miasteczko. Z
radością miało ono niewiele wspólnego, wszystkie atrakcje były osnute czymś na
kształt mgły dziwności, jakby cała ekipa lunaparku przybyła z bardzo daleka do
naszego kraju. Nie wiem czemu od razu nasunęło mi się wtedy skojarzenie z
podobnym miejscem, nie działającym od lat z powodu zanieczyszczenia środowiska
przez elektrownię atomową. Dziś nie wiem czy była to prawda czy tylko mój umysł
dziecka działał na jakichś innych falach rejestrując rzeczywistość, po czym
przetwarzał ją na swoją modłę. Nie rozwodziłem się więcej nad tym co widziałem
na parkingu wiele lat temu, chciałem jak najszybciej pooddychać dobrym
powietrzem. Gdy tylko wszedłem w drzewa, w las odczułem kolejną falę jakby
nostalgii. Wtedy, wiele lat temu przy ławkach stały kosze przypominające ponury
żart architekta. Miały kształt walca, a ich górne części były stylizowane na
muchomory. Tak jak w przypadku mało wesołego miasteczka tak i w tym momencie
nie wiedziałem czy to co podpowiada mi mózg jest prawdą czy nie. Szczerze
mówiąc bałem się nieco swoich wspomnień, bo wynaturzone pewne elementy nie
przywodziły za sobą nic dobrego. Szybko odgoniłem od siebie złe myśli,
odnalazłem wzrokiem kawiarenkę ukrytą wśród drzew. Wybrałem stolik najbliżej
głównej alejki, zamówiłem coś do picia, po czym przystąpiłem do kreślenia
szkiców nowych form literackich. Szło mi całkiem nieźle, bowiem nikt mi
specjalnie nie przeszkadzał, ot kilka razy podeszła kelnerka z pytaniem czy nic
więcej nie potrzebuję. Napisałem wstęp do kilku nowych opowiadanek, w końcu
zmęczyłem się na tyle, że postanowiłem wrócić do miasta.
20.08.2019
Samoloty nad miastem, cz. II, rozdziały 5-6.
5.
Śniło mi się coś na kształt
parady myśli, większość z nich jak to zwykle u mnie bywa dotyczyła twórczości.
Jeden fragment snu zapamiętałem szczególnie, jakiś redaktor z wydawnictwa stoi
przy mnie, a ja siedzę przy komputerze i próbuje przekonać go do mojej wizji
świata. Próbuję wyłożyć mu dlaczego tak zależy mi na wątku samolotów i lecących
w nim ludzi. On wykrzykuje w moją stronę zdania, połówki zdań, ćwiartki zdań.
Wynika z nich niezbicie, że tak naprawdę takie opisy nie wnoszą nic do mojej
historii. Tłumaczę mu jak pisali Wielcy, wskazuję na konieczność umieszczania wątków,
które nie muszą okazać się ważne, jednak wnoszą do literatury to nieuchwytne
coś. Redaktor zaperza się coraz mocniej, twarz robi mu się purpurowa, widać
wyraźnie jak brakuje mu argumentów. Na koniec, w jednym zdaniu podsumowuje jak
ciężko jest współpracować ze mną, podkreśla całość wyrafinowanym przekleństwem
wymierzonym we mnie. Zamierzam coś mu odpowiedzieć, jednak jedyne co udaje mi
się osiągnąć to myśli o tym, jak mógłbym sprzątnąć takiego typka. Szybko zapominam
tę okropną myśl i zgadzam się z nim w całej rozciągłości. On prosi mnie, bym
podpisał pewne dokumenty, z pobieżnego nawet zapoznania się z nimi wynika, że
zrzekam się ponad 85% praw do moich tekstów na ich rzecz. Dziwne jest to co
dzieje się ze mną, wewnętrznie spinam się, walczę o to, by nie podpisać tak
skonstruowanej umowy, ręka jednak bezwiednie kreśli litery, za chwilę całe moje
imię i nazwisko zdobi kartkę. Tamten uśmiecha się szyderczo, mówi coś niezbyt
wyraźnie o mojej przynależności do nich, śmieje mi się w twarz. Odpycham go i
wychodzę z budynku. Po drodze zderzam się z jakąś kobietą po 40-tce.
Przepraszam ją jak najładniej umiem, podnoszę papiery, które upuściła. I nagle
odczuwam przerażenie, ta kobieta uczyła mnie w szkole średniej polskiego, wiem
już czemu się tak dziwnie poczułem podnosząc jej dokumenty. Patrzy na mnie ze
swoim spokojem, jej oczy stają się znów zimne, tak jak w czasie zajęć, gdy
porównywała moje wypracowania do czegoś najgorszego na świecie. Przypomniała
chyba sobie kim jestem, rzekła mdło
dzień dobry, po czym równie beznamiętnie spytała co robię w wydawnictwie.
Powiedziałem jej pół prawdy, ona wyraźnie zdziwiona życzyła mi samych sukcesów
w rzekomej pracy redaktora i odeszła bez słowa. Wtedy też obudziłem się w
lekkim strachu, nie spodziewałem się bowiem, że mój mózg przypomni sobie o tak
pieczołowicie skrywanych sekretach z przeszłości. Nie chciałem wracać więcej do
szkoły, do polonistki, a mój mózg wziął to sobie za nic i przypomniał wszystko,
jednak nie w oryginalnej scenerii, tylko w sposób wynaturzony, absurdalny
wręcz. Spojrzałem na zegarek, było dość wcześnie, jednak na tyle późno, by nie
kłaść się na dalszą część snu. Włączyłem komórkę, ta po chwili pokazała kilka
wiadomości od Muzy. Wysłała mi zdjęcie jak siedzi sobie z tym swoim nowym
kompanem nad jakąś rzeką (nie dam sobie głowy uciąć ale chodziło chyba o
Dunaj), popija wino, a on biedzi się przy sztalugach próbując namalować nie
wiadomo czy bardziej ją czy pejzaż wokół. Uśmiechnąłem się pod nosem,
przynajmniej ja nie mam takiego problemu, gdy Muza jest przy mnie pisanie
przychodzi mi zwykle dość łatwo. Jeśli jej nie ma, także nie jest to jakiś
problem nie do przejścia. Wysłałem jej kilka słów o tym jak bardzo jestem z
niej dumny, w końcu może spróbować sił w tworzeniu czegoś innego niż
literatura. Sam kiedyś starałem się zmienić swoje podejście do sztuki, zacząłem
bez powodzenia rysować i malować. Stworzyłem wprawdzie dwa obrazki, które wiszą
w moim gabinecie, jednak nie przedstawiają dla mnie większej wartości, nawet z
biegiem lat. Zjadłem europejskie śniadanie, rogal z dżemem, herbata i mus
jabłkowy, po czym zasiadłem do pracy. Tęskniłem nieco za Muzą, miałem jednak w
pamięci jej dobro, niby gdzieś na dnie serca miałem do niej żal, jednak ginął
on szybciej niż wydostawał się na powierzchnię mego umysłu. Pisanie szło mi
dość opornie, dlatego postanowiłem wybrać się znów do miasta. Zaczekałem parę
chwil na autobus, po czym wysiadłem w zupełnie innym miejscu jak ostatnio.
Postanowiłem na parę chwil wejść do jednego z największych parków miasta.
Chciałem odetchnąć od gonitwy snów i myśli o mojej towarzyszce.
6.
Dotarłem pod bramę prowadzącą do
zielonych płuc miasta, zdziwiłem się nieco, bowiem stała tam dość duża grupka
ludzi. Podszedłem bliżej, mieli ze sobą transparenty, na których wypisane były
jakieś prawicowe hasła. Mój lewicowy umysł został wystawiony na ciężką próbę,
od razu chciałem podejść i spytać się ich czy naprawdę wierzą w te brednie
wypisane na bannerach. Powstrzymałem się ostatkiem sił, zacząłem zamiast tego
przyglądać się im z nieukrywaną niechęcią. Od razu jeden z grupki podszedł w
moją stronę, zaczął coś nawijać o obronie każdego życia, próbował wręczyć mi
mini album zawierający na oko jakieś dwieście zdjęć ukazujących ohydne według
nich praktyki lekarzy. Podziękowałem z niesmakiem, po czym odchodząc rzuciłem w
powietrze pytanie dotyczące tego czy równie chętnie jak gadaniem zajęliby się
opieką nad niepełnosprawnymi dziećmi. Tamten od razu dostał furii, piana
pojawiła się na jego obliczu, nawet chciał mnie gonić, jednak jego szef
(najstarszy z grupki) powstrzymał go. Usłyszałem jedynie za sobą niecenzuralne
treści, a kątem oka zauważyłem podniesione w wulgarnym geście palce. Nie
zrobiłem sobie nic z ich złości, w końcu muszą zrozumieć, że nie każdy człowiek
na Ziemi podziela ich dziwne pojmowanie zależności między ludźmi. Park wyglądał
oszałamiająco, zieleń sączyła się z każdej możliwej przestrzeni, od razu
zapomniałem o tym incydencie sprzed wejścia. Ruszyłem w stronę białego
budyneczku, w którym dawno temu przesiadywała pewna królowa w oczekiwaniu na
swojego męża. Przed budyneczkiem znajduje się fontanna, co zaskakujące czasem
pływają w niej kaczki, mają kilka o wiele większych miejsc z wodą, a jednak coś
ciągnie je przed ten obiekt historyczny. Usiadłem na jednej z ławek, po chwili
usłyszałem chrzęst łamanych gałązek, a z tyłu wskoczyła na ławkę wiewiórka.
Powiedziałem do niej parę słów, ona wyglądała tak, jakby rozumiała co nieco.
Przeprosiłem ją za brak orzechów, w końcu idąc do parku pełnego wiewiórek
mogłem o tym pomyśleć. Baśka zeskoczyła z ławki i jakby zniesmaczona odbiegła
na drzewo. Obserwowałem przez chwilę jej wędrówkę po konarach i gałęziach,
potem straciłem ją z oczu. Pokręciłem się jeszcze chwilę po alejkach,
popatrzyłem na zieleń i mieszkające w parku zwierzaki, po czym udałem się do
wyjścia. Poczekałem na przystanku na autobus, podjechałem do centrum miasta,
gdzie podszedłem pod wielką reklamową gitarę. W jej pobliżu znajdował się
lokal, w którym poza przekąskami, piwem i innym alkoholem można było posłuchać
na żywo muzyki gitarowej. Raz były to grupy rockowe, innym razem podchodzące
pod blues.
Pozdrawiam!
17.08.2019
Samoloty nad miastem, cz. II, rozdziały 3-4.
3.
Pozdrawiam!
Dość sprawnie dotarłem do centrum
mojego miasta, od razu czuć było jego puls, zupełnie inny niż w mieście, w
którym do niedawna byłem z Muzą. Tu wszyscy gdzieś się spieszyli, ewentualnie
tworzyli wokół siebie jedynie takie wrażenie. Szybko przypomniałem sobie w jaki
sposób należy poruszać się po ulicach, w dość sporej liczbie osób na metr
kwadratowy. Wbrew pozorom nie trzeba mieć oczu dookoła głowy, wystarczy
odrobina skupienia, by wczuć się w rytm miasta, w rytm żyjących w nim ludzi.
Wtedy można dość łatwo niemal w każdej sytuacji przewidzieć w jaką stronę skręci lub nie mijana przez nas
osoba. Postanowiłem przejechać się metrem do zupełnie innej dzielnicy, niż moje
miejsce zamieszkania. Droga nie była zbyt trudna, choć przy przesiadce z jednej
linii do drugiej należało nieco popatrzeć na znaki umieszczone w dość dziwnych
miejscach. Pociąg metra potrzebował zaledwie paru chwil, by dostarczyć mnie
wraz z niewielką grupką osób na drugi koniec miasta. Po wyjściu z podziemi
przeżyłem mały szok, dość długo nie byłem w tej dzielnicy, a w międzyczasie
wiele się zmieniło. Przede wszystkim wyremontowano wiele kamienic, które w
czasie ostatniej wizyty wyglądały jakby miały się zaraz zawalić. Teraz
większość z nich wyglądała tak, jakby czas się nieco cofnął i znów było
dwudziestolecie międzywojenne. Zagwizdałem cicho z uznaniem, widać pieniądze
wykładane przez różnych deweloperów nie idą tu na marne. Zdecydowałem ruszyć w
kierunku teatru, który znajdował się w okolicy bardzo ciekawego parku. Jego
cechą szczególną była dość duża liczba wszelakich cieków, w tym jedno duże
jeziorko. Słyszałem kiedyś, że w okolicy może kręcić się Mistrz spotkany nie
tak dawno w pociągu. Krok mój stopniowo stawał się coraz bardziej chwiejny,
miałem w pamięci to nieszczęsne spotkanie przy WC, nie miałem pojęcia w jaki
sposób mam zagaić, jeżeli ten szanowany poeta faktycznie będzie w okolicy
teatru. W pewnej chwili moje dywagacje zostały przerwane przez krótkie
dotknięcie mojego ramienia. Zdziwiony odwróciłem się i za sobą zobaczyłem
roześmianą twarz, po chwili dotarło do mnie, że to zaczepia mnie sam Mistrz.
Osunąłem się parę centymetrów do ziemi, jego silne ramię uratowało mnie przed
upadkiem i totalną kompromitacją. Jak zza mgły zaczęły docierać do mnie jego
słowa, a także zarys miejsca w jakim się znaleźliśmy. Poeta przywlókł mnie do
budynku sztuki, właściwie usadowił mnie na krzesełku przed odeonem. Świadomość
wróciła mi na tyle, aby spytał się Mistrza co sądzi o moich pracach Ten
uśmiechnął się lekko, po czym wsunął mi w ręce moje dziełka, napisał na nich,
że nie jestem jeszcze na poziomie jego i jemu podobnych, jednak mam swój styl,
ważne jest jedynie to, bym nie ustawał w doskonaleniu swoich umiejętności.
Kolejny raz nie byłem w stanie nic powiedzieć, uśmiechnąłem się jedynie w
podziękowaniu. Mój mentor poznany w sposób komiczny niemal odwzajemnił uśmiech,
po czym powiedział coś na do widzenia. Zdołałem wymamrotać coś na kształt:
,,Żegnaj Mistrzu", po czym osunąłem się na krzesło. Gdy szok minął
postanowiłem udać się do pobliskiego muzeum, mogłem tam ochłonąć, jednocześnie
przenosząc się w czasie, choćby na godzinę. Panoptikum mieściło się w dość
starym, dwupiętrowym budynku, prawdopodobnie po jakiejś fabryce. Gdy tylko
wszedłem do środka ogarnął mnie jakiś dziwny wewnętrzny spokój. Pewnie światła
wydobywające się z licznych neonów jakie zgromadzono na wystawie tak na mnie
podziałało. Poczułem się przez te kilkadziesiąt minut jakie spędziłem wśród
tych kolorowych lampionów jakbym był w Las Vegas lub podobnym miejscu, gdzie
patrzy się na człowieka raczej od strony kieszeni, a nie całości. Aby w jakiś
sposób zadośćuczynić rozrzutnej stronie mojej natury postanowiłem udać się na
obiad, a może raczej lunch do pobliskiej, bardzo znanej restauracji[1].
4.
Chęci jak to zwykle bywa stały
się moją jedyną bronią, tak jak wcześniej właściwie nie dysponowałem większą
kwotą, mogłem co najwyżej popatrzeć sobie na ludzi spieszących do tej knajpy. A
było na co patrzeć. Panie w wytwornych wieczorowych niemal sukniach, panowie we
frakach, wszyscy w tonach czerni, ewentualnie ciemnych kolorów. Śmieszny wydał
mi się przy nich facet, który przyszedł w dresach, pod rękę szła z nim dama,
wyfiokowana do granic absurdu, z rzęsami długimi jak moje palce, z ustami
wielkimi jak ponton, o biuście nie wspominając. Facet wdał się w pyskówkę z
kelnerem stojącym na zewnątrz lokalu, tamten za nic nie wiedział jak ma znaleźć
w swoim notesie nazwisko tego faceta. Nagle jak spod ziemi wyłonił się
właściciel tego przybytku, wszystkie rozmowy ucichły, ludzie zaczęli patrzeć.
Przyglądali się szefowi G[2].
jak urzeczeni, prawdopodobnie awantura przy wejściu wzbudziła jego
zainteresowanie. Po chwili facet w dresach z damą wszedł do środka, jego mina
mówiła jednak prawdopodobnie tyle, że już nigdy nie zawitają do tego przybytku.
Przez chwilę nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, oto niemalże kloszard
wdrapał się po drabinie społecznej i może zasiąść przy stoliku tej zacnej
miejscówki. Moją reakcję musiał zauważyć przechodzący w pobliżu hipster,
spojrzał się na mnie dwuznacznie, po czym spytał czy naprawdę nie wiem kto
wszedł do restauracji. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie mam pojęcia.
Okazało się, że facet w dresach to bardzo znany reżyser[3],
który kręci filmy klasy C, przesycone tanim komizmem, doprawione do smaku
różnymi mniejszymi i większymi świństewkami. Zdziwiłem się nieco, znany
człowiek, a wygląda jakby wynurzył się z odmętów jakiejś zatęchłej bramy.
Hipster szybko wyjaśnił mi, że ciuchy reżysera wyglądają jedynie na tanie, w
rzeczywistości potrafią kosztować krocie. Teraz musiałem wyglądać wyjątkowo
zabawnie, pewnie moja szczęka zawisła jakieś pięć centymetrów nad podłogą z
wrażenia, nie wiedziałem nigdy wcześniej o czymś takim jak dresy wyglądające na
ostatnie łachy, które kosztują jednak majątek. Zniechęcony do takich luksusów
postanowiłem poszukać czegoś na moją kieszeń. Wsiadłem w tramwaj i podjechałem
parę przystanków do pizzerii. Prawdopodobnie w moich żyłach krąży mieszanka
krwi Włocha i Azjaty, bowiem bardzo lubię zarówno powyższe kultury jak i
kuchnie. Zjadłem zamówione danie, wyszedłem na ulicę i stwierdziłem, że pora
chyba wracać do domu. Wybrałem tym razem autobus, miał mnie podwieźć pod metro.
Na bodajże trzecim przystanku od początku mojej podróży zauważyłem znajomą
postać. Była to moja dość bliska znajoma, która zawodowo zajmowała się
malarstwem. Chyba zobaczyła mnie przez okno pojazdu, bowiem po otwarciu przez
kierowcę drzwi weszła do środka. Przywitaliśmy się dość kurtuazyjnie, nie
widzieliśmy się dobrych parę lat. Szybkie przypomnienie wspólnych działań
artystycznych na powrót przeniosło nas na dobrą stopę kontaktów. W czasie
krótkiej jazdy pod wejście do metra zdążyliśmy porozmawiać nieco o swoich
osiągnięciach. Moja znajoma wzbiła się na wyżyny swojego talentu, miała podobno
kilka dużych wystaw, a jeden z jej obrazów został nawet zlicytowany za okrągłą
sumkę. Aby dorównać jej w osiągnięciach musiałem sztucznie nadmuchać swoje
dokonania, popatrzyła na mnie zdziwiona i spytała czy to prawda, w końcu odkąd
mnie zna pisywałem raczej do szuflady, ewentualnie dla wąskiego grona
odbiorców. Odpowiedziałem jej ze śmiechem, że zna mnie doskonale, chciałem
bowiem wypaść w jej oczach lepiej niż te parę lat temu. Uśmiechnęła się
tajemniczo, po czym wysiadła na kolejnym przystanku. Nie wiedziałem co miało
znaczyć to spotkanie, ani moja próba okłamania jej. W końcu i tak oszustwo
wydałoby się w przeciągu kilku godzin. Wystarczyło wpisać moje nazwisko do
wyszukiwarki, by w odpowiedzi uzyskać parę moich dyplomów za wiersze, dwa
wiersze w antologii i kilka opowiadań zamieszczonych w magazynach literackich
dla małych kręgów czytelników. Zanurzyłem się w swoich myślach i wręcz
automatycznie dotarłem do swojego domu. Szybko wrzuciłem coś na ząb, poszedłem
do wanny na parę ładnych minut, przed snem poczytałem trochę dzieło Mistrza, po
czym poszedłem spać.
[1] Szefem
był mniej znany człowiek, choć nazwisko jakie nosił miało renomę.
[2] J.w.
[3] Kręci
filmy na poziomie muzyki disco-polo. Nikt się nie przyznaje do oglądania,
wszyscy jednak znają cytaty czy sceny z tych dzieł.
Pozdrawiam!
Subskrybuj:
Posty (Atom)