16.09.2019

Samoloty nad miastem, cz. II, rozdziały 13-15.

13.
Zrezygnowany postanowiłem dołączyć do mojej Muzy pod Wiedniem. Wiedziałem już, że w kraju nie powstaną żadne nowe budynki.
14.
Ruszyłem na dworzec, pech chciał postawić na mojej drodze jakiegoś głupka w taksówce. Gdy chciałem przejść przez ulicę on ruszył swoim Passerati, wjechał w kałużę znajdującą się przy krawędzi chodnika z ulicą, a następnie odjechał jak gdyby nigdy nic. Przemoczony niemal do suchej nitki wszedłem na teren dworca. Minąłem grupkę Azjatów, nie mam pojęcia do dziś skąd byli, jednak po intensywności robienia zdjęć mogli być z Japonii. Zrozumiałem też jak może czuć się przedstawiciel jakiegoś mało znanego plemienia z Amazonii czy Afryki, któremu badacz kultury świata próbuje zrobić zdjęcie. Mit o kradzieży duszy człowieka w ten sposób też wydał mi się jakby bliższy prawdy. Sam miałem wrażenie jakbym pod wpływem zdjęć robionych przez tych ludzi stracił część siebie. Może to nie byli Azjaci, a jacyś przybysze podszywający się pod nich? Po powrocie do swojej krainy zbierają kawałki skradzionych dusz i łączą je ze swoimi. Na dalsze rozmyślania nie było czasu, bowiem nadjechał mój pociąg. Miałem nadzieję na przyjemną podróż, rzeczywistość okazała się mniej miła. W środku wagonu, gdzie miałem zarezerwowane miejsce siedziała już cała zgraja kibiców, od razu po wejściu zostałem wypytany o swoje ulubione drużyny. Jakimś cudem udało mi się odpowiedzieć po ich myśli, jednak przez resztę podróży byłem obserwowany. Pewnie chodziło o to jak wyglądałem po spotkaniu z głupkiem w taksówce. Nie miałem specjalnie możliwości przebrania się w lepsze ubrania, siedziałem więc w przedziale w stroju przypominającym uniform hydraulika. Kibice dość szybko odpadli z rzeczywistości po użyciu magicznych płynów z procentami. Dalsza podróż w okolice Wiednia przebiegła bez problemu.
15.
Nad ranem opuściłem pociąg na dość zapuszczonym dworcu. Przywitała mnie fala spojrzeń, widocznie miejscowi nie przywykli do takich widoków jakie im zapewniłem. Dziwne, szczególnie biorąc pod uwagę fakt przebywania na ich terenie malarza, oni podobno mają dopiero gust odzieżowy. Muza powitała mnie przed budynkiem dworca, wysiadła ze starego, choć bardzo zadbanego kabrioletu. Na moje oko mógł to być jakiś model  Austina, za kierownicą siedział chyba malarz, do którego moja towarzyszka dołączyła. Po paru minutach jechaliśmy dość krętymi drogami, do domu Hansa (tak miał na imię malarz), wykorzystaliśmy czas dojazdu na poznanie się nieco bliżej. Hans okazał się być dość podobny do mnie, szczególnie w sposobie korzystania z pomocy Muzy. Widać było, że zmiana otoczenia i artysty działa na nią dobroczynnie.  Bardzo cieszył mnie taki obrót spraw, zwłaszcza mając w pamięci dawne zdarzenia z jej życia.
16.
Spędzaliśmy czas głównie na artystycznych działaniach. Hans korzystał z natchnienia w sposób, jaki nigdy wcześniej nie przyszedł mi do głowy. Szedł sobie na jakiś czas, nieokreślony wcześniej, nasiąkał różnymi zdarzeniami, po czym nie oddawał ich w pełni na obrazach. Tworzył coś na kształt plam pamięci, ja po przesiąknięciu jakimiś zdarzeniami przelewałem na papier ich ubarwione, aczkolwiek dość bliskie oryginałowi szkice. Nauczyłem się przy nim bardziej malarskiego podejścia do pisania, szukałem słów, które stawały się czymś jak u niego kolor, kształt czy intensywność barwy. On nauczył się ode mnie patrzenia na świat w nieco absurdalny sposób, nie zawsze związany z rzeczywistością.  Gdy minął miesiąc wspólnych działań dostałem telefon od mojego znajomego z domu, okazało się, że jestem mu niezwykle mocno potrzebny, jak najszybciej to możliwe. Nie chciał mi nic powiedzieć przez telefon, zrezygnowany opowiedziałem o wszystkim towarzyszom. Uznali, że sami poradzą sobie z odtwarzaniem świata w formie obrazów, mam się nie martwić i załatwiać swoje sprawy. Hans powiedział też, że jeśli tylko będę chciał mogę do niego przyjechać. Podziękowałem dość ogólnie, próbowałem się wykpić, jednak nie za bardzo mi to wyszło[1]. Gospodarz odwiózł mnie na dworzec, po czym zaczekał jeszcze jak pomacham mu z okna wagonu. Zrobiłem to z mieszanką wstydu za swój brak asertywności i smutku, musiałem zostawić ważną dla siebie osobę wraz z mężczyzną, którego uznałem za godnego zastępcę na jakiś czas.








[1] Jak w przypisie 25.

Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz