1.09.2019

Samoloty nad miastem, cz. III, rozdziały 1-2.

Część III.

1.
Podróż powrotna nie obfitowała w większe problemy. Jedynym mankamentem było nie domykające się okno, przez które do przedziału dostawało się chłodne powietrze, które spowodowało, że czułem zło całego świata na sobie.[1] Po czasie mogłem jednak stwierdzić, że taka sytuacja była wręcz błogosławieństwem. Gdy dojechałem do swojego miejsca, gdzie żyłem zrozumiałem niemal od razu co chciał ode mnie ten znajomy. Plan jaki narodził się w jego głowie można porównać jedynie do wcielenia jakiegoś zwierzęcia w szeregi rządzących[2]. Miałem zostać twarzą, dosłownie twarzą nowej grupy poetyckiej jaka miała niedługo powstać w moim mieście. Na początku uznałem pomysł za zbyt absurdalny, by uczestniczyć w nim. Po namowach znajomego, który w tej dziedzinie osiągnął językowo-logiczne K2, zmieniłem zdanie. Moja rola nie ograniczała się jedynie do sprzedania wizerunku, miałem jeździć po mieście piętrowym autobusem, po drodze przez megafony prezentowałbym swoje wiersze, ludzie idący za autobusem dośpiewywaliby różne zakończenia do utworów, które zdaniem pomysłodawcy miały tworzyć świat absurdu. Po kilku godzinach męczenia mnie przez tego kolesia uznałem, że czas udać się do domu. Tak też zrobiłem. Pierwszy nadjeżdżający tramwaj wchłonął mnie w swoje czeluści, metaforycznie pozbawił mnie głowy[3], po czym wypluł w okolicy mojego poetyckiego gniazdka. Wchodząc po schodach klatki wiedziałem już, że coś jest nie tak. Nie wiedziałem tylko jak bardzo.

2.
Gdy zbliżałem się do drzwi mieszkania słyszałem już nietypowe jak na nie odgłosy. Przekręcając klucz w zamku zrozumiałem kto czeka na mnie w środku. Był to mój Mistrz, od którego uczyłem się tajników pisania wszelkiego rodzaju tekstów. Człowiek ten przerażał wszystkich wkoło, miał jednak do tego taki ładunek charyzmy w sobie, że strach szybko ustępował zaciekawieniu, a jego wywody stawały się wyznacznikiem dla kolejnych lat życia. Kiedy drzwi nie ustępowały pomyślałem sobie o jedynym możliwym wyjaśnieniu, Mistrz zamknął łańcuch. Szybkim ruchem musiał odblokować skrzydło, wpadłem bowiem  z impetem do środka. Mój nauczyciel pochylał się nade mną i coś mówił. Dopiero po chwili zrozumiałem o co chodzi, wiedział już jak sprzedałem swoją sztukę i siebie dla idei niejasnej, niepewnej i co najważniejsze starej. Mentor chwycił mnie za ramię, posadził na fotelu pod oknem i zaczął mnie pouczać. Od razu cofnąłem się w czasie do momentu, gdy oddałem mu swój pierwszy wiersz. Jego ton głosu, zimny niczym wody Morza Północnego, spojrzenie spod krzaczastych brwi, wszystko to porażało. Tym razem chodziło o sprawę o wiele bardziej podstawową,  której nie dało się łatwo poprawić, tak jak złego wiersza. Mój przewodnik rozpoczął wykład o tym, jak źle jest sprzedać siebie i swoją twórczość dla idei, która w żadnej mierze nie pokrywa się z naszymi wewnętrznymi kierunkowskazami. Kiwałem bezmyślnie głową, nie docierało do mnie jednak zbyt wiele, z tego co mówił do mnie ten człowiek-wzór. W końcu dotarło do mnie, że mój Mistrz nie jest z nami już od minimum dekady, uznałem to tak realne widziadło za coś w rodzaju ostrzeżenia. Po ochłonięciu w pewnym stopniu zacząłem się zastanawiać co mogę zrobić. Nie za bardzo wyobrażałem sobie swoją odmowę, uważałem bowiem zgodę wyrażoną za coś obligującego mnie do spełnienia jej. Podejście takie działało szczególnie mocno w przypadku obietnic, które po wstępnym przemyśleniu uznawałem za głupie, nie do spełnienia, jednak w czasie decydowania zupełnie nie miałem takiej świadomości. Moja umiejętność mówienia ,,nie” przypominała mniej więcej możliwość pisania muzyki przy moim braku słuchu[4]. Mimo koszmarnych wspomnień związanych z niedawnym widziadłem zdecydowałem się uczestniczyć w tym upokarzającym jak się później okazało projekcie.



[1] Autor nawiązuje do znanego powiedzenia o wianiu złem (w oryginale bardziej dosadnie).
[2] Porównanie do sytuacji ze starożytnego Rzymu.
[3] Nawiązanie do piosenki Lao Che pt. ,,Życie jest jak tramwaj” oraz ,,Mistrza i Małgorzaty”.  
[4] Autor w przeszłości próbował tworzyć proste melodie w programach komputerowych. Szczególnie upodobał sobie hip-hop, techno i dance. Po pewnym czasie porzucił jednak taką twórczość na rzecz operowania słowem.


Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz