13.09.2019

Samoloty nad miastem, cz. III, rozdział 12.

12.
Od samego wejścia poczułem spore zażenowanie, obsługa traktowała mnie jak króla. Zmieszany usiadłem przy stoliku, stres pogłębił się jak zobaczyłem wielość sztućców goszczących na stole. Nigdy wcześniej ani potem nie widziałem tylu narzędzi do jedzenia. Na moje szczęście kolega pojawił się dość szybko po mnie, nakrzyczał na obsługę, po czym zawlókł mnie siłą do swojego gabinetu. Tam poczęstował mnie szklanką whisky. W międzyczasie wyjaśnił mi jak dorobił się tak znakomitego lokalu. Wtedy mówiąc najogólniej szok znokautował mnie dokładnie. Po tym wstępie zostałem zasypany masą pytań na temat mojej decyzji w sprawie udziału w show tworzenia grupy poetyckiej. Wiedziałem już, że jedyną okazją do wycofania się będzie przerwa, która zostanie przeznaczona na wzięcie oddechu przez mojego znajomego. Oczywiście moja nieśmiałość objawiła się w pełnej krasie. Nie powiedziałem słowa sprzeciwu. Wyszło na to, że będę noszony niczym król-poeta po ulicach miasta, za mną i przede mną będą szli poeci z nowej grupy, a gdzieś w  okolicy pojedzie autobus z głośnikami emitującymi moje wiersze. Do tego po najważniejszych punktach metropolii będą krążyć wolontariusze z kopiami moich dzieł. Zszokowany swoją nieudolnością schowałem się w sobie, po czym bełkocząc coś niezrozumiale wyszedłem z gabinetu kumpla. Wróciłem do domu, zjadłem co niecoś, choć ściśnięty żołądek nie ułatwiał sprawy. Wypiłem jeszcze drink, po czym udałem się do swojego pokoju w nadziei na stworzenie nowych tekstów. W końcu pokazanie się w roli króla-poety wymaga odpowiedniego przygotowania. Mieszanka stresu i chęci podkarmienia wielkiego ego sprawiła, że tego dnia napisałem szereg wierszy, które uznałem za jedne z najlepszych jakie napisałem do tej pory. Zmęczony poszedłem spać. Śniło mi się jak wszystko może wyglądać, jak miasto reaguje na moje pseudo rządy.

Pozdrawiam!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz