10.09.2019

Samoloty nad miastem, cz. III, rozdziały 9-11.

9.
Postanowiłem pojechać pod pewien wysoki budynek, chciałem z wysokości[1] popatrzeć na miasto i w ten sposób odnaleźć drogę do siebie, a potem dla Muzy. Bez większych problemów trafiłem pod właściwy adres, pokręciłem się parę chwil pod budynkiem, dopiero potem zdecydowałem się wjechać na 30. piętro.
Windziarz nie wykazał właściwie żadnych oznak przychylności, z oznakami zniecierpliwienia łaskawie zawiózł mnie na wskazaną kondygnację. Chwilę po opuszczeniu windy wiedziałem już, że to był dopiero przedsmak moich kolejnych przygód.

10. 
Na tarasie od razu zauważyłem spory tłum, byli wśród nich moi znajomi, zauważyłem też paru paparazzi. Prowadzący całą spotkanio-konferencję nakazał hostessom wciągnąć mnie w tę ludzką masę, niedługo potem okazało się jaka ma być moja rola. Miałem wyrecytować parę najnowszych wierszy, następnie zgromadzeni znajomi mieli wygłosić na moją cześć peany, na koniec miałem zapozować na ściance, a w międzyczasie odpowiedzieć na parę pytań dziennikarzy. Podświadomie skurczyłem się w sobie, chciałem uciekać. Ktoś znakomicie przemyślał wszystko, windziarze zamknęli się w swoich ciasnych pomieszczeniach, hostessy napierały na mnie, abym zbliżał się do sceny, nie było żadnej drogi ucieczki. Nawet mając spadochron nie miałbym jak z niego skorzystać, chroniące przed skokami siatki spełniały swoje zadanie w najlepszy możliwy sposób.  W obliczu niemal swojego końca uznałem, że błaznowanie dla znajomego nie było takim najgorszym pomysłem.

11.
Postanowiłem zagrać w ich grę, wszedłem cały roztrzęsiony na scenę, zbliżyłem usta do mikrofonu, po czym wydusiłem z siebie swój ostatni wiersz. Gdy odbiorcy doszli do przesłania wiersza wiedziałem już, że należą do mnie. Powiedziałem im szczerze, że kocham odbiorców, bez nich nie istnieję w końcu, jednak nie cierpię wręcz w sposób biologiczny wystawiania siebie z twórczością na widok publiczny. Ciągnąć swój wywód wykazałem im, że najlepiej czuję się  prezentując swoje dziełka, bez konieczności pokazywania siebie. Ludzie oczekujący ode mnie wywleczenia się na lewą stronę, pokazania wnętrza w całości, z najciemniejszymi zakamarkami zaczęli ze zrozumieniem bić brawo. Spośród nich wyłonił się mój znajomy, zaczął coś mówić, jednak owacje nie pozwalały zrozumieć zbyt wiele. Z ruchu warg odczytałem jedynie, że jestem zaproszony na kolacje wraz z nim. Chwycił mnie pod ramię, szybko skierowaliśmy się do windy, paparazzi próbowali coś osiągnąć, jednak my byliśmy już w windzie. Ja odwróciłem się do nich plecami, mój towarzysz wywalił język na całą jego długość. Ciekawiło mnie w tamtej chwili ile może być warte tak dziwaczne zdjęcie. Po dotarciu na parter zostałem wsadzony do eleganckiego auta, po czym trafiłem do ekskluzywnej knajpy.



[1] Chodzi o pewien znany, bardzo wysoki budynek, z którego można patrzeć na panoramę miasta. Na 30. Piętrze znajduje się specjalny taras widokowy.

Pozdrawiam!

2 komentarze: