17.08.2019

Samoloty nad miastem, cz. II, rozdziały 3-4.

3.
Dość sprawnie dotarłem do centrum mojego miasta, od razu czuć było jego puls, zupełnie inny niż w mieście, w którym do niedawna byłem z Muzą. Tu wszyscy gdzieś się spieszyli, ewentualnie tworzyli wokół siebie jedynie takie wrażenie. Szybko przypomniałem sobie w jaki sposób należy poruszać się po ulicach, w dość sporej liczbie osób na metr kwadratowy. Wbrew pozorom nie trzeba mieć oczu dookoła głowy, wystarczy odrobina skupienia, by wczuć się w rytm miasta, w rytm żyjących w nim ludzi. Wtedy można dość łatwo niemal w każdej sytuacji przewidzieć  w jaką stronę skręci lub nie mijana przez nas osoba. Postanowiłem przejechać się metrem do zupełnie innej dzielnicy, niż moje miejsce zamieszkania. Droga nie była zbyt trudna, choć przy przesiadce z jednej linii do drugiej należało nieco popatrzeć na znaki umieszczone w dość dziwnych miejscach. Pociąg metra potrzebował zaledwie paru chwil, by dostarczyć mnie wraz z niewielką grupką osób na drugi koniec miasta. Po wyjściu z podziemi przeżyłem mały szok, dość długo nie byłem w tej dzielnicy, a w międzyczasie wiele się zmieniło. Przede wszystkim wyremontowano wiele kamienic, które w czasie ostatniej wizyty wyglądały jakby miały się zaraz zawalić. Teraz większość z nich wyglądała tak, jakby czas się nieco cofnął i znów było dwudziestolecie międzywojenne. Zagwizdałem cicho z uznaniem, widać pieniądze wykładane przez różnych deweloperów nie idą tu na marne. Zdecydowałem ruszyć w kierunku teatru, który znajdował się w okolicy bardzo ciekawego parku. Jego cechą szczególną była dość duża liczba wszelakich cieków, w tym jedno duże jeziorko. Słyszałem kiedyś, że w okolicy może kręcić się Mistrz spotkany nie tak dawno w pociągu. Krok mój stopniowo stawał się coraz bardziej chwiejny, miałem w pamięci to nieszczęsne spotkanie przy WC, nie miałem pojęcia w jaki sposób mam zagaić, jeżeli ten szanowany poeta faktycznie będzie w okolicy teatru. W pewnej chwili moje dywagacje zostały przerwane przez krótkie dotknięcie mojego ramienia. Zdziwiony odwróciłem się i za sobą zobaczyłem roześmianą twarz, po chwili dotarło do mnie, że to zaczepia mnie sam Mistrz. Osunąłem się parę centymetrów do ziemi, jego silne ramię uratowało mnie przed upadkiem i totalną kompromitacją. Jak zza mgły zaczęły docierać do mnie jego słowa, a także zarys miejsca w jakim się znaleźliśmy. Poeta przywlókł mnie do budynku sztuki, właściwie usadowił mnie na krzesełku przed odeonem. Świadomość wróciła mi na tyle, aby spytał się Mistrza co sądzi o moich pracach Ten uśmiechnął się lekko, po czym wsunął mi w ręce moje dziełka, napisał na nich, że nie jestem jeszcze na poziomie jego i jemu podobnych, jednak mam swój styl, ważne jest jedynie to, bym nie ustawał w doskonaleniu swoich umiejętności. Kolejny raz nie byłem w stanie nic powiedzieć, uśmiechnąłem się jedynie w podziękowaniu. Mój mentor poznany w sposób komiczny niemal odwzajemnił uśmiech, po czym powiedział coś na do widzenia. Zdołałem wymamrotać coś na kształt: ,,Żegnaj Mistrzu", po czym osunąłem się na krzesło. Gdy szok minął postanowiłem udać się do pobliskiego muzeum, mogłem tam ochłonąć, jednocześnie przenosząc się w czasie, choćby na godzinę. Panoptikum mieściło się w dość starym, dwupiętrowym budynku, prawdopodobnie po jakiejś fabryce. Gdy tylko wszedłem do środka ogarnął mnie jakiś dziwny wewnętrzny spokój. Pewnie światła wydobywające się z licznych neonów jakie zgromadzono na wystawie tak na mnie podziałało. Poczułem się przez te kilkadziesiąt minut jakie spędziłem wśród tych kolorowych lampionów jakbym był w Las Vegas lub podobnym miejscu, gdzie patrzy się na człowieka raczej od strony kieszeni, a nie całości. Aby w jakiś sposób zadośćuczynić rozrzutnej stronie mojej natury postanowiłem udać się na obiad, a może raczej lunch do pobliskiej, bardzo znanej restauracji[1].

4.
Chęci jak to zwykle bywa stały się moją jedyną bronią, tak jak wcześniej właściwie nie dysponowałem większą kwotą, mogłem co najwyżej popatrzeć sobie na ludzi spieszących do tej knajpy. A było na co patrzeć. Panie w wytwornych wieczorowych niemal sukniach, panowie we frakach, wszyscy w tonach czerni, ewentualnie ciemnych kolorów. Śmieszny wydał mi się przy nich facet, który przyszedł w dresach, pod rękę szła z nim dama, wyfiokowana do granic absurdu, z rzęsami długimi jak moje palce, z ustami wielkimi jak ponton, o biuście nie wspominając. Facet wdał się w pyskówkę z kelnerem stojącym na zewnątrz lokalu, tamten za nic nie wiedział jak ma znaleźć w swoim notesie nazwisko tego faceta. Nagle jak spod ziemi wyłonił się właściciel tego przybytku, wszystkie rozmowy ucichły, ludzie zaczęli patrzeć. Przyglądali się szefowi G[2]. jak urzeczeni, prawdopodobnie awantura przy wejściu wzbudziła jego zainteresowanie. Po chwili facet w dresach z damą wszedł do środka, jego mina mówiła jednak prawdopodobnie tyle, że już nigdy nie zawitają do tego przybytku. Przez chwilę nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, oto niemalże kloszard wdrapał się po drabinie społecznej i może zasiąść przy stoliku tej zacnej miejscówki. Moją reakcję musiał zauważyć przechodzący w pobliżu hipster, spojrzał się na mnie dwuznacznie, po czym spytał czy naprawdę nie wiem kto wszedł do restauracji. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie mam pojęcia. Okazało się, że facet w dresach to bardzo znany reżyser[3], który kręci filmy klasy C, przesycone tanim komizmem, doprawione do smaku różnymi mniejszymi i większymi świństewkami. Zdziwiłem się nieco, znany człowiek, a wygląda jakby wynurzył się z odmętów jakiejś zatęchłej bramy. Hipster szybko wyjaśnił mi, że ciuchy reżysera wyglądają jedynie na tanie, w rzeczywistości potrafią kosztować krocie. Teraz musiałem wyglądać wyjątkowo zabawnie, pewnie moja szczęka zawisła jakieś pięć centymetrów nad podłogą z wrażenia, nie wiedziałem nigdy wcześniej o czymś takim jak dresy wyglądające na ostatnie łachy, które kosztują jednak majątek. Zniechęcony do takich luksusów postanowiłem poszukać czegoś na moją kieszeń. Wsiadłem w tramwaj i podjechałem parę przystanków do pizzerii. Prawdopodobnie w moich żyłach krąży mieszanka krwi Włocha i Azjaty, bowiem bardzo lubię zarówno powyższe kultury jak i kuchnie. Zjadłem zamówione danie, wyszedłem na ulicę i stwierdziłem, że pora chyba wracać do domu. Wybrałem tym razem autobus, miał mnie podwieźć pod metro. Na bodajże trzecim przystanku od początku mojej podróży zauważyłem znajomą postać. Była to moja dość bliska znajoma, która zawodowo zajmowała się malarstwem. Chyba zobaczyła mnie przez okno pojazdu, bowiem po otwarciu przez kierowcę drzwi weszła do środka. Przywitaliśmy się dość kurtuazyjnie, nie widzieliśmy się dobrych parę lat. Szybkie przypomnienie wspólnych działań artystycznych na powrót przeniosło nas na dobrą stopę kontaktów. W czasie krótkiej jazdy pod wejście do metra zdążyliśmy porozmawiać nieco o swoich osiągnięciach. Moja znajoma wzbiła się na wyżyny swojego talentu, miała podobno kilka dużych wystaw, a jeden z jej obrazów został nawet zlicytowany za okrągłą sumkę. Aby dorównać jej w osiągnięciach musiałem sztucznie nadmuchać swoje dokonania, popatrzyła na mnie zdziwiona i spytała czy to prawda, w końcu odkąd mnie zna pisywałem raczej do szuflady, ewentualnie dla wąskiego grona odbiorców. Odpowiedziałem jej ze śmiechem, że zna mnie doskonale, chciałem bowiem wypaść w jej oczach lepiej niż te parę lat temu. Uśmiechnęła się tajemniczo, po czym wysiadła na kolejnym przystanku. Nie wiedziałem co miało znaczyć to spotkanie, ani moja próba okłamania jej. W końcu i tak oszustwo wydałoby się w przeciągu kilku godzin. Wystarczyło wpisać moje nazwisko do wyszukiwarki, by w odpowiedzi uzyskać parę moich dyplomów za wiersze, dwa wiersze w antologii i kilka opowiadań zamieszczonych w magazynach literackich dla małych kręgów czytelników. Zanurzyłem się w swoich myślach i wręcz automatycznie dotarłem do swojego domu. Szybko wrzuciłem coś na ząb, poszedłem do wanny na parę ładnych minut, przed snem poczytałem trochę dzieło Mistrza, po czym poszedłem spać.



[1] Szefem był mniej znany człowiek, choć nazwisko jakie nosił miało renomę.
[2] J.w.
[3] Kręci filmy na poziomie muzyki disco-polo. Nikt się nie przyznaje do oglądania, wszyscy jednak znają cytaty czy sceny z tych dzieł. 


Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz