19.02.2017

Śmierć nad Bałtykiem część 1 i 2.

Nie wiem czy wlepiłem kiedyś ten tekst, ale nijak nie mogę dojść do ładu z moim blogiem w tej kwestii. Najwyżej zrugacie mnie, że się powtarzam. Mam nadzieję, że opowiadanie to wpłynie w jakimś stopniu na Was, bo chciałem ukazać w nim pewne problemy jakie mamy w Polsce (choć pewnie na świecie też są jeszcze miejsca, gdzie dochodzi do takich sytuacji). Co ciekawe tekst zacząłem pisać bodajże w wakacje, w pewnym momencie przestało mi iść pisanie. Zakończyłem to opowiadanie dość niedawno, jakoś na początku jesieni w dwa wieczory.

Rozdział 1.

Komisarz Jan Walczak jak zwykle szedł promenadą w kierunku zachodzącego Słońca. Dziwił się czemu władze miasta pozwalają na zalew tandetnych pamiątek znad morza, które wyglądają z każdego namiotu i stanowiska handlowego. Komisarz był właściwie po służbie, została mu tylko jedna wizyta, u swojego szwagra, ostatniej mendy społecznej w celu wyjaśnienia pewnej kradzieży na stacji paliw. Jednak przed tą, dość nieprzyjemną rozmową postanowił coś zjeść. Kierował już swoje kroki w stronę budki z kebabem, jednak misternie wymyślony plan zaburzył dźwięk telefonu. Na plaży znaleziono ciało. Komisarz Walczak został uznany przez dyspozytora za policjanta znajdującego się najbliżej, jednocześnie z odpowiednimi kwalifikacjami. Chcąc nie chcąc nasz bohater musiał udać się na plażę.

Rozdział 2.

Doszedł tam dość szybko, miejsce domniemanej zbrodni znalazł bez trudu. Ciało zostało odgrodzone za pomocą parawanów przez ratowników WOPR. Jan od razu przeobraził się we wzorowego glinę, sięgnął do kieszeni w koszuli należącej do ciała, by dowiedzieć się kim jest denat. W kieszeni nie znalazł nic wartego uwagi, jedynie karta z miejskiej biblioteki wydała się mu czymś ważnym. Szkopuł w tym, że imię i nazwisko nijak nie pasowały do leżącego w piachu, sinego mężczyzny. Widocznie szedł do biblioteki po książki dla swojej ukochanej lub innej kobiety na przykład z rodziny-pomyślał komisarz. Odłożył kartę do foliowego woreczka, jako poszlakę i sprawę do zbadania w wolniejszej chwili. W tym samym momencie przybyła na miejsce ekipa techników, Walczak nie za bardzo lubił tych ludzi, szczególnie tego lekarza sądowego- Nowaka. Zacisnął zęby, by w czasie referowania im co się dowiedział nie obrazić żadnego z tych palantów. Oczywiście Nowak jak to miał w zwyczaju zaczął kręcić nosem, a to ratownicy WOPR niezbyt dobrze zabezpieczyli miejsce (domniemanej) zbrodni, aż po narzekanie na jakość policyjnej kawy w termosie podanym przez Walczaka. Na szczęście ekipa jakby czuła co się szykuje i po pobieżnym sfotografowaniu wszystkich podejrzanych rzeczy i zabezpieczeniu ciała ulotniła się jak kamfora. Walczak mógł w końcu odetchnąć pełną piersią. I ruszyć w poszukiwaniu rozwiązania tej zagadkowej śmierci.

Pozdrawiam!

4 komentarze:

  1. uczuciowesmaki21 lutego 2017 22:05

    ...i wreszcie doszedł do budki z kebabem aby podczas (udawanej z powodów operacyjnych) konsumpcji uważnie obserwować właściciela owego przybytku, który zachowywał się coraz bardziej podejrzanie.
    Było już ale dzięki powtórce mogłem błysnąć moim talentem prozatorskim ;-)))))))))))))))
    Ahoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Całkiem zmyślny pomysł na jakieś wariacje na temat moich wypocin.

      Serio? Było to już gdzieś grane co proponuję?

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. uczuciowesmaki22 lutego 2017 19:21

      To nie wariacje bo ja od razu wiedziałem, że denat dlatego był siny gdyż udławił się kebsem w momencie kiedy dowiedział się, że rzeczony kebs zrobiony był z psiego mięsa bo w mafii kebabowej naturalnie udział mieli wietnamczycy ;-))))))))
      Ahoy

      Usuń
    3. Moje opowiadanie rozwinie się w nieco inną stronę, ale i takie sytuacje mogą się kiedyś stać zaczątkiem jakiegoś innego opowiadania. :)

      Pozdrawiam!

      Usuń