25.02.2017

Śmierć nad Bałtykiem część 5 i 6.

Rozdział 5.

Tak okropnego śniadania i kawy komisarz nie życzyłby nikomu, nawet temu bufonowi Nowakowi, szybko pozbył się wspomnień z rana wyjeżdżając służbowym autem na drogę krajową w rytm ulubionych kawałków hard rocka. Na pierwszym MOP-ie wybrał numer do żony, oczywiście nie odebrała, jak to ona. Spróbował drugi i trzeci raz, nadal nic. Trudno stwierdził oschle, przecież i tak wszyscy wiedzieli o jego romansach, to kwestia dni jak rozstanie się z Danusią. Kolejne połączenie było przychodzące, Walczak zdziwił się kto tak wcześnie może dzwonić, dzwonił kolega z Katowic, ustalił mu pierwsze fakty dotyczące denata. –Słuchaj stary, zabrzmiało utarte pozdrowienie, mam kilka newsów odnośnie tego denata z plaży. Możesz nie uwierzyć, ale jeszcze jakieś pięć lat temu ten cały Wojtczyk miał na imię Joanna, a na nazwisko Krawczyk. Komisarz Walczak zaniemówił na dobre kilka minut. –No tak, pomyślał, karta wystawiona na kobietę mogła być jednak ważnym tropem w sprawie. Kolega z Katowic opowiedział w skrócie czego dowiedział się o denacie w prywatnej przychodni specjalizującej się w zmianie płci. Janusz Wojtczyk vel. Joanna Krawczyk przez wiele lat borykał się z wielką samotnością, trudną do opisania osobie rozrywanej towarzysko. Ostatnie dwa lata przed zabiegiem spędził w klinice leczenia uzależnień, bowiem popadł w alkoholizm. Po wyjściu z odwyku skierował się za radą terapeutki do tej prywatnej przychodni, czekał około pół roku na wyniki wstępnych badań lekarskich, opinię psychologów itp. Pozytywne przejście tego etapu dało mu szansę na odnalezienie się w meandrach społeczeństwa, które w dużej mierze za swój podstawowy cel wybrało sobie niszczyć inność. Walczak podziękował dość wylewnie za przekazanie istotnych informacji, po czym ruszył w dalszą drogę.

W drogę do domu samotnego człowieka.

Rozdział 6.

Nasz komisarz dotarł do Katowic z dość obcesowymi wyrazami na ustach, ilość remontów dróg, mostów, ulic, rond i podobnych elementów infrastruktury doprowadziła go niemal do szału. Jednak w momencie zjechania w ulicę przy której mieszkał denat przypomniał sobie, po co w ogóle znalazł się w tym mieście. Uspokoił oddech, policzył do dziesięciu, to zawsze sprawiało mu ulgę po zdenerwowaniu. Podszedł do domofonu, wybrał wskazany przez kolegów numer mieszkania i czekał. Po jakiejś minucie w głośniku usłyszał męski głos. –Słucham, z kim mam przyjemność? –To ja komisarz Walczak, rozmawiałem z panem parę godzin temu. Brzęczyk otwierania drzwi wskazywał na chęć współpracy. Nasz bohater wsiadł do windy, wybrał numerek 5 i czekał, aż piszcząca maszyna zawiezie go na wybrane piętro. Po wyjściu szybko zlokalizował mieszkanie numer 56, nacisnął przycisk dzwonka i czekał. Znów minęła co najmniej minuta, nim zza zamkniętych drzwi doszedł go odgłos przesuwanego po podłodze przedmiotu. Po otwarciu drzwi przez mężczyznę okazało się, że ma około 70 lat i porusza się przy pomocy chodzika. –Witam pana komisarza, zaczął rozmowę mężczyzna, mam nadzieję, że podróż minęła bez większych przeszkód? –Oczywiście, również witam pana serdecznie, choć przynoszę niezbyt dobre wieści. –Panie komisarzu, w mojej sytuacji nie ma złych wieści. Walczak poczuł się zbity z tropu, do tej pory właściwie każdy rodzic, do którego przychodził z informacją o śmierci dziecka reagował choć odrobinę inaczej niż ten człowiek. –Pewnie dziwi się pan komisarz, czemu tak mówię, odparował jakby czytał w myślach innych osób, otóż moje dziecko, moja Joasia przestała istnieć. Nie ma jej, teraz nawet nie wiem, czy tak naprawdę kiedykolwiek była. Jakie wieści pan komisarz dla mnie przynosi? Walczak przełknął ślinę, pracował w wydziale zabójstw ponad dziesięć lat, ale postawa ojca denata zaskoczyła go bardzo. –Pana dziecko nie żyje, znaleziono jego ciało nad Bałtykiem. Starszy mężczyzna uśmiechnął się lekko, podszedł do okna i wyglądając przez nie powoli zaczął mówić. –Panie komisarzu odkąd Joasia postanowiła zrealizować tę fanaberię wszystko się zaczęło psuć. Moja żona, Halina, gdy dowiedziała się o jej planach doznała tak wielkiego stresu, że wszystko zakończyło się wylewem. Do dziś właściwie nie doszła do siebie. Leży w drugim pokoju, ma sparaliżowaną lewą część ciała, słabo mówi, jest wrakiem człowieka. 
I to przez tę przeklętą dziewczynę, co zachciała być facetem! Starszy mężczyzna zaczął krzyczeć, przeklinał wszystko z tego świata, a najbardziej swoją córkę, za dążenie do spełnienia wewnętrznego. Komisarz Walczak postanowił przeczekać atak szału staruszka w korytarzu, obejrzał dość dokładnie zdjęcia Joanny. Niemal wszystkie przedstawiały ją w dość młodym wieku, tak na oko między 10 i 16 rokiem życia. Komisarz wysnuł wniosek, że po 16 urodzinach w jej głowie zaczęła kiełkować myśl, czy jest podobna do rówieśników czy może jednak nie. Walczak wrócił do pokoju, starszy mężczyzna był już spokojny. –Przepraszam pana, jest pan na służbie, przejechał pan tyle kilometrów, by przywieźć mi informacje o tej osobie, może wypijemy razem chociaż herbatę? –Nie dziękuję, muszę jeszcze skontaktować się z miejscowym posterunkiem policji, skłamał łatwo komisarz. –Rozumiem, nie będę w takim razie naciskał. Do widzenia. Po pożegnaniu się z mężczyzną nasz bohater udał się do samochodu. Usiadł na fotelu kierowcy i zaczął myśleć nad losem tego człowieka, samotnika znalezionego na plaży. Nikt tak naprawdę nie wiedział co dzieje się w duszy tej kobiety. Po paru minutach postanowił sprawdzić jeszcze jeden trop, prywatną klinikę specjalizującą się w zmianie płci. 

W końcu zależało mu na wyjaśnieniu czy Wojtczyk zmarł na skutek działania osób trzecich czy po prostu znużony walką w swym życiu postanowił je zakończyć. 

Pozdrawiam!

1 komentarz:

  1. A zatem witaj w klubie - też lubię pisać dłuższe formy.
    Zacnie się czyta twoją opowieść, zapisałam w komentarzu, i nie można doczekać dalszego ciągu.
    I Ciebie serdecznie pozdrawiam! :-D

    OdpowiedzUsuń