1.08.2016

Podróż morska z absurdem w tle, cz. 7 i 8.

7. Plażowanie, albo czasem Słońce, czasem deszcz.

Poszedłem od razu na plażę, wypożyczyłem leżak i przysiadłem zasypany mniej więcej do kolan w piachu. Deszcz kropił, nieprzyjemnie mocząc mi okulary. Zasłoniłem się więc parasolką budząc śmiech wśród innych plażowiczów, którzy jednak zdecydowali się tylko na spacerowanie. Zdenerwowany zacząłem kopać dłonią w piachu. Stwierdziłem, że skoro tu ze mnie szydzą dokopię się do Chin. Może lato tam będzie lepsze, może będzie jakoś bardziej egzotycznie niż tu. Z emocji pracy wyrwał mnie natarczywy, piszczący nieco w wysokich rejestrach głos należący, jak się po chwili okazało do sprzedawcy lodów. Wyśpiewał od razu z dziesięć sprośnych wierszyków nawołujących do zakupu jego produktów. Wziąłem od razu pięć lodów, by choć na chwilę zamilkł. On jednak zaczął tłumaczyć mi cały proces technologiczny robienia lodów, kukurydzy gotowanej, pop-cornu i wielu innych rzeczy sprzedawanych na plaży. Znów moje oczy osiągnęły wielkość pięcio złotówki. Absurdem jest przecież wciskać ludziom lody, gdy na dworzu temperatura wynosi jakieś 15 stopni i w dodatku deszcz moczy wszystko wokół. Uciekłem od sprzedawcy, biegłem ile sił w nogach i płucach. Szybko skończyła mi się energia, opadłem z sił, musiałem odpocząć. Na szczęście sprzedawca zniknął mi z pola widzenia. Wszedłem z kolejny raz na promenadę, tym razem poszedłem w stronę Wielkiego Skrzydła, by usiąść i odpocząć, w międzyczasie zbliżał się Zachód Słońca.

8. Rozmowy przy Słońcu, albo balet słowny.


Oddaliłem się troszkę od skupisk ludzi, mając nadzieję na chwilę spokoju i samotności. Niestety trafiłem na grupę emerytów, która obsiadła ławeczki w oczekiwaniu na Zachód. Czas skracały im puszki i butelki ze Złotym Trunkiem. Popijając od czasu do czasu małe łyki rozwodzili się nad ważnymi dla nich tematami. Gdy tylko mnie zobaczyli majaczącego na horyzoncie jeden Pan krzyknął do mnie, abym dołączył do wesołej gromady. Zaproponowali mi piwo, odmówiłem mając na uwadze incydent z kolegami. Od razu zostałem wypytany przez Panów i Panie na okoliczność moich przekonań, stosunku do wielu etycznie zagmatwanych problemów, a także odnośnie stanu cywilnego. Wymigiwałem się od odpowiedzi, zasłaniałem się wolnością przekonań, na nic się to jednak zdało. Ludzie ci zaczęli być o wiele mniej przyjemni niż na początku. Zaczęli wykrzykiwać dziwne, politycznie napakowane hasła, zrzucali winę jedynie na jednego człowieka i jego partię. W końcu stwierdziłem, że szkoda mojego czasu na takie rozmowy o niczym. Wskoczyłem na murek i żwawym krokiem udałem się do lasu. 

Pozdrawiam!

1 komentarz: